Całkiem przypadkiem
Choć Warszawski Festiwal Piwa to prawdopodobnie największa tego typu impreza w Polsce to pierwotnie na weekend 25-27 października miałem nieco inne plany. Jakie? Priorytetem było spotkanie z dwiema ważnymi dla mnie paniami. Oliwia i Aneta to pozytywnie zakręcone osoby, z obiema pracowałem i każdą z nich cenię. Dlatego każdą możliwą sytuację wykorzystuję na spotkanie z nimi. A tych tak naprawdę wiele nie ma w ciągu roku. Dlatego sobota była szczelnie wypełniona między innymi dwoma kilkugodzinnymi spotkaniami poświęconymi na intensywne rozmowy. Warszawski Festiwal Piwa jakby przypadkiem był dodatkiem do tego weekendu.
Droga do celu
Choć festiwal trwał od czwartku to mi udało się na niego dotrzeć dopiero w piątek w godzinach wieczornych. Dość wcześnie kończona, jak na ten dzień praca pozwoliła zarezerwować miejsce w busie z Lublina do Warszawy i zaraz po godzinie 15 ruszyć w drogę. W samej stolicy dwie szybkie przesiadki w komunikacji miejskiej i po chwili stałem przed stadionem Legii Warszawa. Już przed samym stadionem stojąc w kolejce po bilet zaskoczenie. Mój dobry znajomy wstawił fotkę na swój profil na FB z festiwalu. Dałem tylko szybką i zwięzłą odpowiedź – “Zaraz się widzimy”. Co ciekawe dość często spotykamy się na dobrym piwie, ale w Lublinie w naszej ulubionej knajpie czyli w Wielokranie Browaru Zakładowego. Przed nami było dwa dni piwnych degustacji.
Piątek, piąteczek, piątunio
Pierwsze, co chciałem zrobić po wejściu na Warszawski Festiwal Piwa to odszukać mojego znajomego. Po dość długiej chwili i wymianie informacji między sobą na różne sposoby, przy wykorzystaniu smartfonów odnaleźliśmy się i mogliśmy rozpocząć degustacyjną wędrówkę pośród wystawiających się browarów. To co podobało mi podchodziło, zazwyczaj nie smakowało Maksowi, Michał, z którym odwiedził festiwal także miał często odmienne od nas gusta. Finalnie była to okazja byśmy razem sprawdzili kilkadziesiąt różnych piw.
Swoje piwne wędrówki rozpocząłem od Browaru Zakładowego i ich premierowego Wujka z Nowej Zelandii, czyli New Zealand IPA. Piwo dobre, ale po pojawieniu się wcześniej Podwójnego Wujka z Ameryki oczekiwałem piwa nieco intensywniejszego pod względem smaku i aromatu. Standardowo nie obyło się bez solidnej rozmowy z ekipą tego browaru, mino tego, że na co dzień mam ich na wyciągnięcie ręki w lubelskim Wielokranie.
Po tej małej wprawce szukałem i to długo czegoś zaskakującego i niestereotypowego. Rozwiązanie znalazłem w Browarze Beer Bros, ich wymrażany Ice Panzer rozwalił system. Piwowarzy wspomnieli, że ma w okolicach 25% alkoholu, osoby z którymi rozmawiałem, a miały okazję go spróbować szeptały, że śmiało może mieć ponad 30%. Trunek zaskakujący, choć wspomniany alkohol wcale tak mocno odczuwalny w smaku i aromacie nie był – niewątpliwie piwo niebanalne. Oby w Lublinie na targach pojawili się z kolejną porcją tego trunku.
Miło było zajrzeć do Browaru Szałpiw i spróbować ich świetnego RIS-a leżakowanego w beczce po Bourbonie. Przyjemne, ciemne i palone piwo z mocno zaznaczonymi akcentami wyciągniętymi z beczki po mocniejszym trunku. Tak mi posmakowało, że wróciły ze mną do domu jeszcze dwie butelki tego bardzo dobrego piwa.
Genialna niespodzianka spotkała mnie na parterze stadionu Legii Warszawa, gdzie Warszawski Festiwal Piwa zgromadził browary premierowo pojawiające się na tej imprezie. Zaczęło się od spotkania chłopaków z Kororowych Szyszek – geniusze sarkazmu jeśli chodzi o polską scenę piwnych vlogów. Miło było spotkać się z nimi i solidnie pogadać nie tylko o piwnym świecie. Przy okazji jednej z poprzednich edycji Lubelskich Targów Piw Rzemieślniczych chłopaki zaprosili do wspólnego filmu, przy okazji degustacji jakiegoś ciekawego piwa. Korci bardzo, ale jakoś okazji brak do skręcenia wspólnego wideo.
W miejscu tym zgromadzono kilka browarów, z czego piwowarzy z Browaru Dwóch Braci zaskoczyli mnie totalnie. Po chwili rozmowy rozpoznali mnie i wspomnieli, że nieco ponad 2 lata temu robiłem z nimi wywiad w Kielcach. Od razu przypomniała mi się wizyta w Craft Beer Pub przy okazji mojego udziału w konferencji Blogotok #6 – warsztat. Zrobiłem z chłopakami wywiad, który nie został opublikowany, choć materiał nadal jest – chyba trzeba to nadrobić! Spróbowałem u nich trzech świetnych piw Filemona – oatmeal stouta, Chmielobrodego – black IPĘ i jeśli dobrze pamiętam Takase – rice IPĘ, jednak tego do końca nie jestem pewien.
Po sąsiedzku rozstawił się Browar Green Head, ciekawa paleta piw z których wybrałem do degustacji Space Monkey – double IPĘ. Przyjemne, intensywne jasne piwo, z solidną porcją goryczki. Tak mi posmakowało, że sięgnąłem także po to piwo w butelce. Kolejni sąsiedzi to Browar Cześć Brat, co prawda u nich na miejscu nie próbowałem piw. Jednak po kilku minutach rozmowy skusiłem się na butelkowane – Coś na wieczór? – oak aged tonka sweet stouta. Próbowałem już kilka piw z tonką i jest to ciekawy dodatek do piw, dający do niego specyficzny posmak i aromat.
Z miejsc wartych polecenia na piętrze na bank nie pożałował wizyty ten, kto nawiedził Browar Stu Mostów. Mam sporo piw od nich na tak zwanym “leżaku”. Wyrobili sobie świetną renomę w świecie ciemnych i mocnych piw, zwłaszcza tych nasycanych azotem. Tym razem sięgnąłem u nich nie po piwo z kranu (to nadrobię już niedługo w Lublinie), a po butelkę. Zdecydowałem się na Rey Ris – bourbon barrel aged 2018 – rokuje on na naprawdę intrygujący trunek. Każdemu, to odwiedza Wrocław, z kolei polecam ich firmowy lokal – byłem, widziałem na własne oczy. Spojrzenie na wszystko “z góry” daje nieco inną perspektywę.
Ciekawym doświadczeniem było także zajrzeć do piwowarów z Browaru Palatum. Tu czekało mnie solidne zaskoczenie choćby w postaci Dominique – geape quadrupla bareel aged w kooperacji z Browarem Szałpiw. Okazało się ono tak miłe dla moich kubków smakowych, że sięgnąłem po nie także w butelce. Skusiłem się także na butelkowane Aqua Regina – sour rey ale bordeaux BA, które powstało w kooperacji z Browarem Piwoteka.
Tego dnia odwiedziłem jeszcze kilka innych miejsc, gdzie próbowałem piwnych specjałów. Może nie wszystkie pamiętam, a uwierzcie mi przy tych nazwach browarów, których już większość nie sprawia mi problemu, to jednak nazwy piw (a te czasami są wręcz wyrwane z kosmosu) to potrafi być naprawdę trudne zadanie. Wszak nie chodzi o to by się upić alkoholem, lecz by popróbować dobrego piwa. A po to, tak naprawdę organizowane są festiwale i targi tego typu. I tę ważną informację staram się przekazać w swoich blogowych wpisach poświęconych piwnej rewolucji.
Sobota, sobotunia – ej no!!!
Tutaj nawiązanie słowne do piątku brzmi mówiąc, a właściwie pisząc – słabo! Nie będę przed wami ukrywał, że ten dzień już od godzin porannych obfitował dla mnie w ważne wydarzenia, bo o nich wspomniałem na początku tego tekstu. Już przed południem spotkałem się z Oliwią – niestety nie popełniliśmy z tego spotkania fotki. Dziewczyną, z którą pracowałem jako instruktor wychowawca na koloniach organizowanych przez firmę Aktiva z Wrocławia.
Kolejne spotkanie, jakie czekało na mnie tego dnia zanim odwiedzę Warszawski Festiwal Piwa to konfrontacja z Anetą. Naczelną zasadą naszych spotkań jest to, że nie trwają dłużej niż kilka godzin. Znamy się ponad 10 lat, lubimy się, wiele przeszliśmy razem i to dosłownie na nogach. Jednak nasze charaktery sprawiają, że spotkania są bardzo intensywne. A na koniec niemal zawsze chcemy się pozabijać. Mimo wszytko każda minuta razem, to owocna minuta dla naszej znajomości.
Wracając do samego samego festiwalu. Pojawiłem się na nim tuż przed godziną 19. Początek identyczny, jak dzień wcześniej. Czyli odszukanie Maksa z Michałem, a następnie rozpoczęcie poszukiwań, w celu odkrycia czegoś naprawdę zaskakującego. Tego dnia skupiłem się nie na degustacji jak największej liczby piw, tylko odszukaniu naprawdę ciekawych propozycji ukrytych w butelkach. Choć nie będę ukrywał, że także oczekiwałem czegoś nieoczywistego płynącego z kranów.
Do ciekawej sytuacji doszło przy punkcie Mikkeller Beer Choise, gdzie całą trójką postanowiliśmy spróbować piwa rzekomo mającego 1000 IBU. Śliska sprawa bo podobno od 120 IBU wzwyż nie czuć różnicy. Z drugiej strony korciło nas, by sprawdzić czy piwo nomen omen nazywające się właśnie 1000 IBU, będące triple IPĄ posiada tak wysoką goryczkę, że skręci nasze twarze w niekontrolowanym grymasie. Co ciekawe nie było tak strasznie, a goryczka w odczuciu wcale nie była taka wysoka, jak można by się było tego spodziewać. Podsumowując ciekawe i intrygujące piwo, warte sprawdzenia go.
Kolejne świetne piwo spróbowałem na punkcie Browaru Brokreacja. Sięgnąłęm u nich po Imperialnego Nafciarza – czyli whisky rye imperial brown porter, który był leżakowany w beczce po whisky Jack Daniels. Piwo bardzo specyficzne i skierowane do raczej wąskiej grupy odbiorców. Solidna wędzonka i torfowość w aromacie uzupełniona mocną porcją kawy, w smaku podobnie plus dawka palonych kabli i wanilii pozyskanej z beczki. Dodatkowo zaopatrzyłem się u nich w butelkowane Potion #08 – quadrupla cognac barel aged. Wspomniany Potion to seria bardzo specyficznych i specjalnych piw tego browaru. Niestety na #07 się nie załapałem, zbyt szybko się wyprzedało, ale może uda się je jeszcze gdzieś złapać. PS W domu na leżaku mam wcześniejsze edycje czyli od #01 do #06.
Świetnego piwa spróbowałem także w Browarze Recraft. U tej ekipy zdecydowałem się na Black Curris
RIS-a z czarną porzeczką. RIS-y to mocne piwa, a dodatek czarnej porzeczki nadał mu nieco lekkości, ale też i cierpkości. To całkowicie odmieniło to piwo, sprawiając, że było ono bardzo przyjemne w odbiorze. Finalnie zaopatrzyłem się jeszcze w wersję butelkową. Także w tej wersji sięgnąłem jeszcze dodatkowo po piwa Purista – all grain RIS-a oraz Mentor II – imperial baltic porter.
Genialną rozmowę stoczyłem z ekipą Browaru Piwne Podziemie. Choć brzmi to to nieco śmiesznie to załapałem się na resztki piwa Death is not final 2019 – bourbon barrel aged RIS-a z syropem klonowym, kokosem, kakao i kawą. W gratisie dostałem jakieś 20 mililitrów, które zostało w instalacji kranu. Napiszę o nim bardzo krótko – rozwala system! Jedno z najlepszych piw, jakie w życiu piłem. Niesamowita feeria aromatów i smaków. Wszystko, co powinien mieć genialny RIS plus moc dodatków – fenomenalne. Niestety tej wersji nie było w butelkach, ale zaopatrzyłem się w podstawową, leżakowaną w beczkach po Bourbonie.
Kolejne dobre ciemne piwo wpadło w moje ręce przy Browarze Incognito. To kolejny lubelski browar, który zdobywa sobie uznanie w polskim krafcie. A wracając do samego piwa zdecydowałem się na Black IPĘ. To nieoczywisty styl, bo w aromacie czuć wyraźne nachmielenie i cytrusy, w tle paloność i kawę, w smaku natomiast jest całkowicie odwrotnie. Tych, co pierwszy raz mają styczność z takimi piwami niemal zawsze to bardzo zaskakuje.
Warszawski Festiwal Piwa nie byłby w pełni udany, gdybym ponownie nie odwiedził Browaru Zakładowego. Chwila rozmowy z Łukaszem i mój wybór padł na jedno z moich ulubionych piw z tej “stajni”. A mianowicie na Destruktora – barley wine w wersji leżakowanej w beczce po czerwonym winie. Już sama podstawa jest fenomenalnym piwem, a leżak w beczce po winie nieco je złagodził, ale jednocześnie uszlachetnił. Zapewniam was dodatkowy rok w szkle jeszcze pozwolił mu się lepiej ułożyć. Oczywiście nie mogło się obyć bez ustawki foto, zwłaszcza, że Łukasz to jeden z największych śmieszków, jakich znam.
Dosłownie kilka kroków dalej swój punkt miał Browar Kazimierz. Co prawda nie skosztowałem u nich nic na miejscu, ale pozyskałem do swojej piwniczki dwie butelki Imperium Kara Mustafy – to fenomenalny milk stout. Spróbowałem go w 2018 roku na wiosennej edycji festiwalu – do tej pory czeka jedna butelka z tamtej wizyty na stadionie Legii. Startowałem wtedy w Runmaggedonie i po starcie udało mi się na festiwal jeszcze wyciągnąć mojego brata. Kolejne dwa piwa, które zakupiłem to Ale Dźwiedź – black IPA, oraz Galaktyczny Rejs – single hop rice IPA. Na miejscu odbyłem także świetną rozmowę z Krzysztofem ojcem (i to dosłownie) pomysłu na ten browar.
Kolejnych kilka kroków i już stałem u boku Trzech Kumpli – Browar Lotny. Nie pozyskałem nic od nich, bo na co dzień mam ich dość łatwo dostępnych w Lublinie. Ale za to kilkanaście minut rozmowy z ekipą uważam za bardzo owocne. Solidnie obgadaliśmy ich piwa, a zapewniam mają w swoim portfolio kilka receptur uznanych już za “klasyki”. Wspomnieć tu należy choćby o PanIPAni i jego podwójnej wersji, w ostatnim czasie zachwycił mnie także Amok i Tohunga, z cięższych propozycji warto sięgnąć po RIS-a Ragnar. Mam nadzieję, że testy trunków nadrobię już w ostatni weekend listopada na Lubelskim Festiwalu Piw Rzemieślniczych.
Było jeszcze kilka drobnych degustacji, przeważnie od kolegów ze szkła. Oni również próbowali różnych specyfików często, gęsto diametralnie różnych od moich upodobań. A i ja nie byłem im dłużny i pozwalałem przetestować to, co sam wybierałem. To sumarycznie w mniejszej lub nieco większej ilości w ciągu dwóch pozwoliło na spróbowanie blisko 40 piw z kilkunastu różnych browarów rzemieślniczych. Do tego jeszcze drobne zakupy w kilku browarach. Świetne RIS-y – Carskie z Browaru Markowego, oraz Saint Satanislaw z Browaru Bednary, z lżejszych propozycji Espada – Maderian sour Ale z Browaru Wagabunda.
Ludzie i klimat, który tworzą
Już dawno nie spotkałem tylu pozytywnie zakręconych osób. Wielką przyjemność sprawiło całkowicie przypadkowe spotkanie moich dobrych znajomych z Lublina – Maksa i Maćka. Blisko 10 lat temu nasza wspólna znajomość rozpoczęła się w lubelskim Strzelcu. Od razu wróciło wiele wspomnień z wspólnych szkoleń i wydarzeń, w których wspólnie braliśmy udział. Dodam jeszcze, że przez pewien czas Maciek był związany z Wielokranem czyli pubem firmowym Browaru Zakładowego. Miło było się również spotkać z Karolem obecnie działającym w Mazowieckim Oddziale PSPD, jeszcze do niedawna działał on w Lubelskim Oddziale PSPD. Dwa lata temu wspólnie przeprowadziliśmy prelekcję na 3. Lubelskich Targach Piw Rzemieślniczych o piwach w stylu grodziskim.
Poznałem wiele osób, z którymi można by rozmawiać godzinami i to nie tylko o piwie. Przytoczę choćby jeden przypadek. Ciekawie się zrobiło, po zawarciu znajomości z Ewą przy punkcie Browaru Zakładowego. Okazało się, że jest z Białej Podlaskiej, a ja tam studiowałem. Potem poszło już z górki, wyszło na jaw, że przez chwilę uczęszczała na zajęcia taekwondo, mieliśmy tego samego trenera, a przez całe moje studia trenowałem także z jej bratem Michałem. Jak się okazuje świat potrafi być wielki, a jednocześnie bardzo mały.
Warszawski Festiwal Piwa
Wydarzenie to cykliczne realizowane na stadionie Legi Warszawa jest nie tylko okazją na spróbowanie kilkudziesięciu piw – oczywiście w rozsądnych porcjach i w ciągu całego festiwalu. Jest przede wszystkim świetną okazją do poznania wielu otwartych ludzi. Poczynając od odwiedzających, a na samych piwowarach kończąc. To genialna okazja, by poznać tajemnice samego piwa, składników używanych do jego produkcji, jak i samego procesu warzenia. Jednak Warszawski Festiwal Piwa zaskoczył mnie jeszcze jedną rzeczą. Większość pomyśli o foodtruckach, ok odwiedziłem kilka, było dobre jedzenie.
Jednak z poza piwnych spraw najbardziej zaskakuje strefa gier. Automaty z grami, które znam z starych konsol, jak Pegasus, czy też kilkanaście fliperów. Super sprawa, oby coś takiego pojawiło się jak najszybciej na Lubelskim Festiwalu Piw Rzemieślniczych. Wielką radość odwiedzającym sprawiała Kukudziura – niewielkich rozmiarów podest z otworem, do którego należy wrzucić woreczek wypełniony kukurydzą. Genialne w swej prostocie gra dawała graczom gigantyczną porcję pozytywnej energii.
W czasie festiwalu spotkało mnie wiele miłych, drobnych rzeczy – zwłaszcza ze strony piwowarów. Kilkanaście długich rozmów o piwach nie tylko. A całą sprawę ułatwiały koszulki Piwnego Lublina, które miałem na sobie w piątek i sobotę. Dosłownie robiły “robotę”, od razu było wiadomo, że mam nieco więcej pojęcia w temacie piw rzemieślniczych niż statystyczny gość tego festiwalu. Kilka razy pozwoliło to na spróbowanie piw bez kolejki, a nawet spore upusty na kasie. Często wtedy słyszałem słowa w stylu – bo my lubimy Piwny Lublin i w ogóle lubimy Lublin. Takie sytuacje zawsze cieszą i sprawiają, że jeszcze bardziej chcesz poznawać ten świat.
Słowo do piwowarów
Paradoksalnie Warszawski Festiwal Piwa w nieco większym stopniu tworzą goście tego wydarzenia, niż sami piwowarzy. Jeśli ktoś z wystawców tu dodarł i czyta ten fragment to niech się nie obraża, bo nie chodzi o to, by wytknąć wam coś nie tak. Stwarzacie fenomenalną okazję do tego by się spotkać, stwarzacie okazję by poznać i zafascynować się dobrym piwem, naprawdę dobrym. A nie tym, po które najczęściej sięgają Polacy, czyli serwowane przez wielkie koncerny i wypuszczane na rynek w milionach butelek i puszek. Bez tych, w których rozbudziliście pasję poszukiwania i odkrywania tego świata nie byłoby to możliwe. Bez miłośników kraftu, którzy zmuszają was do odkrywania nowych kombinacji smaków i styli. To wy dla nich rozpętaliście tę bezkrwawą “rewolucję”.
Lista piw
Na koniec małe podsumowanie, co do piw, w które się zaopatrzyłem na Warszawskim Festiwalu Piwa. Moje wybory padały głównie na piwa ciemne i mocne, często także leżakowane w beczkach po mocnych alkoholach. Zdecydowaną większość z nich z powodzeniem mogę odstawić do piwnicy na tak zwany leżak nawet na kilka lat.
Browar | Piwo | Styl |
Beer Bros | Pear Porter | porter |
Bednary | Saint Stanislaw | RIS |
Brokreacja | Potion #8 | quadrupel Cognac BA |
Cześć Brat | Coś na wieczór | oak aged tonka sweet stout |
Green Head | Space Monkey | hazy double IPA |
Kingpin | Full Contact | american barley wine Bourbon BA |
Kazimierz | Ale Dźwiedź | black IPA |
Galaktyczny Rejs | single hop rice IPA | |
Imperium Kara Mustafy | coffe milk stout | |
Markowy | Carskie | RIS |
Pallatum/Piwoteka | Aqua Regia | sour rye ale Bordeaux BA |
Pallatum/Szałpiw | Dominique | grape quadrupel BA |
Piwne podziemie | Death is no final | RIS Bourbon BA |
Recraft | Black Curris | currant RIS |
Purista | all grain RIS | |
Mentor II | imperial baltic porter | |
Stu Mostów | Rey RIS 2018 | rey RIS Bourbon BA |
Szałpiw | RIS | RIS BA |
Wagabunda | Espada | Maderian sour ale |
Więcej wpisów w kategorii +18
Więcej wpisów w kategorii Piwolucja
Więcej wpisów w kategorii Nieobiektywnie
Więcej wpisów w kategorii My way