CSMW

Kurs instruktorsko-metodyczy w CSMW w Ustce

Słowem przedwstępu

W normalnych warunkach wspomniałbym, jak to zbierałem się na kurs instruktorsko-metodyczny do Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej im. admirała floty Józefa Unruga w Ustce. Nie oszukując was był to już mój 3 wyjazd do tej jednostki wojskowej. Jednak zacznę nieco inaczej. W moim zespole nauczycieli –  sportowo-obronnym, którego jestem w szkole przewodniczącym mam kolegę Andrzeja. W minionych latach tylko ja jeździłem na kursy i szkolenia organizowane dla nauczycieli przez MON. We wrześniu w sekretariacie pojawiła się informacja o kursie SERE w CSMW Ustce. Trafiło to na moje ręce, nie to że nie chciałem jechać, z przyjemnością bym to zrobił, ale odpuściłem. W końcu byłem już na tym kursie, co opisałem we wpisie – SERE – czyli jak przeżyć nie tylko w dziczy. Chwilę wcześniej na kursie KPP, o którym także wspomniałem we wpisie – KPP – 2 tygodnie w Ustce, które dały mi w kość.

Jednak wróćmy do Andrzeja, podobnie jak ja jest wf-istą, ponadto nauczycielem EDB. Od niedawna także prowadzi zajęcia z podstaw ratownictwa na bazie mojego autorskiego programu nauczania. Nawet nie wyobrażacie sobie, jaki opór stawiał przed tym, gdy chciałem wysłać go na wspomniany kurs SERE w CSMW. Po co mi to, na co mi to, do czego mi się to przyda? Śmiechem żartem udało mi się go sterroryzować i wysłał zgłoszenie. Trafił na miejsce, poznał sporo rąbniętych pozytywnie osób – w tym kilka takich, które ja już znałem. Zdobył nową wiedzę, umiejętności i szersze spojrzenie na realia klas mundurowych. Jednocześnie wciągnął się w temat szkoleń dla nauczycieli klas mundurowych i mam nadzieję, że nie zwątpi w tym postanowieniu.

XXVII LO w Lublinie
Zdjęcie: Anna Szaszkowska

Teraz już na serio

Nie do końca było pewne, czy uda mi się załapać na kurs instruktorsko-metodyczny w Ustce. Informację o szkoleniu zdobyłem nieco na około, prywatnymi kontaktami oraz tym, że jestem członkiem pewnej grupy nauczycielskiej na Facebooku. Po otrzymaniu potwierdzenia o kwalifikacji mailem zweryfikowałem szybko listę imion i nazwisk uczestników z listą znajomych na Facebooku. Okazało się, że będzie dwójka moich znajomych Kornelię z kursu w Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych im. gen. Jakuba Jasińskiego we Wrocławiu i Roberta z kursu w Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia im. gen. Józefa Bema w Toruniu – pomyślałem, już jest dobrze. Nomen omen Kornelia z Andrzejem spotkali się na kursie SERE. W każdym a razie zapowiadało się ciekawie, jak zawsze jeśli chodzi o szkolenia organizowane w CSMW.

Kierunek Warszawa

Do stolicy zazwyczaj uderzam z dwóch miejsc. Pierwsza opcja to bezpośrednio po pracy z dworca PKS w Lublinie, kiedy to pakuję się tylko w mój plecak i robię szybki wypad do stolicy, jak choćby na 12 Warszawski Festiwal Piwa – wracam do piwnego świata. Druga, gdy wymaga to nieco większego zaplecza logistycznego, start następuje w tedy z z dworca PKP w Nałęczowie. Tym razem wygrała opcja kolejowa. W samej Wawie zajrzałem do mojego ulubionego piwnego sklepu Źródło Niebanalnych Piw i Alkoholi. Gdzie zaopatrzyłem się w kilka ciekawych trunków, a następnie udałem się na nocleg. To, co miało zostać w lodówce – zostało w niej do mojego powrotu ze szkolenia.

Warszawa

Kierunek północ, północny zachód

Droga wydawała się pozornie tylko łatwa i przyjemna. Ok. Przyjmijmy, że łatwa, bo wystarczyło wsiąść do pociągu na dworcu Warszawa Wschodnia i bez przesiadek dojechać do Słupska. Czy przyjemna to już sprawa względna. Blisko 7 godzin spędzonych na tyłku w przedziale potrafi dać się we znaki bardziej, niż naprawdę mocny trening. Dlatego niemal zawsze ponad połowę drogi spędzam na stojąco na korytarzu. Oczywiście o ile jest to tylko możliwe. Bo w wagonach bezprzedziałowych raczej ciężko zrealizować taki pomysł na choćby odrobinę rozruszania własnego ciała.

Ania raz, Ania dwa

Nawet nie wyobrażacie sobie mojego gigantycznego zaskoczenia w trakcie chwili postoju na dworcu w Gdyni. Stoję sobie, co oczywiste na korytarzu. Słuchawki na uszach, a w nich brzmi moja ulubiona muzyka. Aż tu nagle widzę dwie Anie przeciskające się z bagażami przez mój wagon. Zdziwienie moje było gigantyczne. Rozmawialiśmy na Mesengerze jeszcze dosłownie 2-3 dni przed kursem i miało ich nie być, a tu za chwilę będziemy razem w CSMW. Naprawdę śmiesznie byłoby, gdyby trafiły do mojego przedziału. A taką historię miałem jadąc na kolonie w minione wakacje nad Jeziorem Mausz, ale o tym możecie już dokładniej przeczytać w tekście – Kaszuby i miesięczny reset głowy, bo ciało dostało mega wycisk. Jednak tak się nie stało, ale dziewczyny były dosłownie kilka kroków ode mnie. Spędziliśmy jeszcze dłuższą chwilę na pogaduchach na korytarzu, lecz wypadało jeszcze chwilę odpocząć przed samym “desantem” w Słupsku.

Czas na desant

Domyślałem się, że po wyjściu z pociągu na stacji kolejowej Słupsk jeszcze kogoś spotkam z osób, które będą uczestniczyć w kursie instruktorsko-metodycznym w CSMW w Ustce. I tak się stało, bo spotkałem choćby Roberta, z którym poznaliśmy się na kursie dla nauczycieli klas mundurowych, ale we Wrocławiu kilka lat wcześniej. Po spotkaniu w punkcie zbiorczym okazało się, że zebrało się nas jeszcze kilka osób. Jednak szybko zostałem z tego miejsca “porwany”. Ale kto i w jaki sposób to zrobił zdradzę nieco później.

Kilka słów o kursie

Jak zawsze w trakcie kursów dla nauczycieli w Ustce wszystko rozpoczęło się od spotkania organizacyjnego z szefem szkolenia CSMW. Szybkie nakreślenie sytuacji, planu zajęć i co najważniejsze zasad obowiązujących na terenie jednostki. Po wszystkim było jeszcze nieco wspólnych rozmów pomiędzy “starymi”znajomymi, a nowymi uczestnikami kursów.

Codzienny plan naszego szkolenia był naprawdę napięty i co bardzo istotne urozmaicony, choć miał jeden temat przewodni. Nie było możliwości oraz szans na pojawienie się nudy. Poniedziałek rozpoczął się od wspólnego zdjęcia z dowódcą jednostki oraz kadrą CSMW. Następnie przeszliśmy już do szkolenia chemicznego, na którym to zaznajomiono nas ze sprzętem do rozpoznawania skażeń. Była to świetna okazja, by z bliska i co najważniejsze od praktyków dowiedzieć się nieco o pracy wojskowych chemików.

CSMW w Ustce

Dalsza część dnia została poświęcona musztrze. Mięliśmy okazję podglądać pokazowe zajęcia prowadzone przez żołnierzy. A następnie sami staliśmy się “uczniami”, była to doskonała okazja do skorygowania minimalnych, ale jednak występujących w naszym wykonaniu błędów. Samemu się tego nie dostrzega lub wydaje się, że błędy wykonywane przez siebie są marginalne. Jednak osoby zajmujące się tą materią podpowiadały cenne rady, które sprawiały, że o wiele świadomiej wykonywaliśmy elementy musztry.

CSMW w Ustce

CSMW w Ustce

Wtorkowe zajęcia w CSMW całkowicie zdominowało szkolenie strzeleckie. Początek stanowiła czysta teoria – odpowiedzialność karna związana z posługiwaniem bronią. Kolejną poruszaną tematyką była budowa i zasady funkcjonowania wybranych typów broni palnej występujących w Wojsku Polskim. Natomiast dzień zakończył się serią ćwiczeń na sucho. W ich trakcie poznawaliśmy, a następnie doskonaliliśmy czynności manualne związane z obsługą broni. Wszystko to miało zaprocentować w trakcie strzelania kolejnego dnia osiągnięciem określonej poprawy względem stanu początkowego.

CSMW w Ustce

CSMW w Ustce

Środa była dniem nastawionym na praktyczny trening strzelecki. Nim jednak faktycznie do niego doszło, to instruktorzy ponownie przećwiczyli z nami na sucho wszystkie czynności związane z obsługą broni. Dzięki temu mogli się upewnić, że grupa opanowała je w stopniu odpowiednim, by dopuścić poszczególne osoby do strzelania ostrą amunicją. Już po pierwszych strzałach widać było, jak na dłoni, kto przyłożył się o poranku oraz minionego dnia w trakcie treningu. Zachowanie odpowiedniej sylwetki, chwytu broni, a także praca palcem na spuście mają gigantyczne znaczenie na celność i skupienie przestrzelin w tarczy.

CSMW w Ustce

I choć samemu zaczyna się dostrzegać błędy innych, wyłapywać drobne różnice, to ciężko je poprawić u siebie samego. Dlatego tak cenne i pouczające było to, jak wielką cierpliwość mieli dla nas instruktorzy Andrzej i Krzysiek. W trakcie każdego strzelania bacznie spoglądali na nas wyłapując nawet najmniejsze odstępstwa od wzorca. Tak było również i w moim przypadku, kiedy to Krzysiek wręcz z anielskim spokojem stał obok mnie. Niby wszystko wchodziło w tarczę, ale jakoś z dziwnie dużym rozrzutem. Tłumacząc i korygując to, czego ja nie potrafiłem dostrzec strzał po strzale sprawił, że mentalnie zmieniło się moje strzelanie.

CSMW w Ustce

Czwartek był dniem odrobiny rozluźnienia, co nie oznacza tego, że solidnie go nie przepracowaliśmy. Na początek wykłady poświęcone SERE była to niezła przypominajka z tego, czego się nauczyłem podczas wspomnianego już wcześniej kursu w CSMW.  Procedury MEDEVAG – szczególnie te było dobrze ponownie przepracować. Były one dla mnie drobnostką i podrzucane przez instruktora przykłady rozwiązywałem dosłownie w kilkanaście sekund. Znam je na pamięć z racji tego, że wiedzę o tych procedurach przekazuję uczniom na autorskim przedmiocie podstawy ratownictwa.

CSMW w Ustce

Po nich nastąpiła jednoczesna teoria i praktyka związana z medycyną pola walki. W szczególności z zastosowaniem opasek uciskowych. Ta wiedza i umiejętności także nie były mi obce. Dobrze było je także skonfrontować w trakcie szkolenia z dodatkowymi bodźcami stresowymi serwowanymi przez instruktora. Ba, zdradzę wam, że w prywatnej apteczce, którą niemal zawsze mam ze sobą, noszę dwa CAT-y. Każdy, kto wie do czego służą, również dobrze wie, dlaczego one tam są. Dodatkowo wiedza z zakresu nowoczesnych opatrunków i ich zastosowania były dodatkowym bonusem.

CSMW w Ustce

Dzień zakończyła kolejna dawka, ale już wyłącznie praktyki z tematyki SERE. Na tyle, ile było to tylko możliwe instruktor starał się nam przekazać wiedzę z zakresu przetrwania w warunkach naturalnych. W początkowej części skupił się na niezbędnym wyposażeniu, które może ułatwić nam przeżycie. Następnie skupił się na metodach pozyskiwania wody i ognia. Całość zakończył praktyczny pokaz budowy schronienia, które można wykonać przy minimalnej ilości włożonej pracy i czasu. Co z kolei da nam bezpieczeństwo przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi.

CSMW w Ustce

Piątek był dniem zakończenia kursu w Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce. Spotkaliśmy się także z komendantem panem komandorem Grzegorzem Okuljarem. Wręczył on wszystkim uczestnikom pamiątkowe certyfikaty potwierdzające udział i ukończenie kursu instruktorsko-metodycznego. Była to także okazja do podziękowania nie tylko samemu komendantowi, ale także kadrze instruktorskiej za przekazaną wiedzę oraz umiejętności, które mieliśmy okazję zdobyć w trakcie intensywnego treningu.

CSMW w Ustce

CSMW w Ustce

A teraz solidna porcja humoru

O większości osób, które spotkałem można by napisać nieźli wariaci – oczywiście tacy pozytywni. Postaram się poniżej wspomnieć o kilku z nich. Będą to tak nauczyciele, jak i osoby z kadry. Z jednej strony to nam nauczycielom musi się “chcieć chcieć”, bo nie będę ukrywał nie każdy nadaje się na takie kursy. Często jest tak, że reprezentujemy bardzo szeroki wachlarz nauczanych przedmiotów. To mimo wszystko mamy głód wiedzy oraz umiejętności i co najważniejsze dobrze czujemy się w mundurze. Z drugiej strony kadra centrów szkolenia musi bardzo szybko znaleźć wspólny język z nauczycielami. Wszak nie od dziś wiadomo, że jako grupa zawodowa jesteśmy tą najtrudniejszą do współpracy. W tym przypadku obie strony jednak świetnie się uzupełniają.

CSMW w Ustce

Ania, Ania i Kamil

Tą paczką poznaliśmy się a jakże w Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce. Było to niespełna 3 lata temu w trakcie kursu KPP dla nauczycieli. Z Ankami spotkałem się także na kursie SERE, a z Kamilem ponownie dopiero w trakcie minionego kursu. I choć było wiele okazji na pogadanie i nie tylko, bo zaliczyliśmy choćby spacer plażą do portu na rybkę oraz drogę powrotną w tak wietrznych warunkach, że powinno nam urwać głowy. To zaliczyłem u nich wielkiego minusa – zapomniałem zabrać ze sobą Sabotażystę i Jungle Speed. Proste, ale niezwykle emocjonujące gry karciane. Za to nadrobiłem Wirusem, kolejną szybką karcianką, którą dałem szansę im poznać.

CSMW w Ustce

Jeszcze kilka słów o, a właściwie do Ani

Co prawda wszystko, co przeczytasz poniżej odbyło się bez jej wiedzy, a nawet w wielkiej konspiracji. Bo tak trzeba było, ale jeszcze potrzymam cię chwilę w niepewności. Na każdym kursie, jakim byłem zawsze jest nauczycielska integracja. We Wrocławiu i Toruniu było to zwiedzanie miasta z przewodnikiem. Natomiast w Ustce były to wizyty na tak zwanych Bunkrach Blüchera. Tym razem nie było to możliwe i spotkaliśmy się w “zamku”. Było dużo dobrego jedzenia, jeszcze więcej owocnych rozmów i wymiany doświadczeń.

CSMW

Jednak najważniejsze było to, co we wspomnianej konspiracji zrobiliśmy. Nikt nie puścił pary z ust. Dlatego udało się przygotować najlepszą niespodziankę w jakiej do tej pory uczestniczyłem. Ania, której ją sprawiliśmy tego dnia miała urodziny. Nawet nie jesteście w stanie wyobrazić sobie zaskoczenia Ani w momencie, gdy z zaplecza wyszły osoby mające w rękach tort, kwiaty i pamiątkową tabliczkę. A na samej tabliczce wygrawerowane życzenia, zdjęcie oraz podpisy wszystkich uczestników kursu. Radości i łzom szczęścia Ani nie było końca.

CSMW

Radek czyli Chudy

Tego oto pana z niekonwencjonalnym, a właściwie czarnym poczuciem humoru poznałem na kursie SERE. Z początku wobec nas nauczycieli dość nieufny, ale bardzo szybko przekonał się, że ma przed sobą grupę naprawdę pozytywnie rąbniętych osób. Osób, które nie boją się ubrudzić błotem, czy też spać w lesie w improwizowanych warunkach. Choć dla mnie to normalne, lubię takie akcje, a nawet regularnie je ze znajomymi organizuję, a na dowód podrzucę wam to – Niemal 48 godzin w dziczy. To Radek miał niezły ubaw z naszej grupy dowiadując się, że niektórzy pierwszy raz w życiu będą nocować w lesie.

CSMW

Na ten kurs w CSMW jechałem z przekonaniem, że uda się nam spotkać, bo w planie pojawiły się wybrane elementy SERE. Jednak na miejscu okazało się, że jest jeszcze lepiej niż zakładałem. Oj wielkie było zdziwienie wszystkich osób, które już znały Radka, gdy dowiedzieliśmy się, że będzie opiekunem naszej nauczycielskiej grupy. Wielkie także było jego zdziwienie, gdy mogliśmy chwilę pogadać przysłowiowo twarzą w twarz. Nie mogę wam dosłownie zacytować, jakie padły słowa, bo musiałbym użyć kilku niecenzuralnych wyrażeń.  Ale przyjmijmy, że bardzo pozytywnie był zaskoczony tym, ile kilogramów z siebie zrzuciłem od naszego ostatniego spotkania.

CSMW

Krzysiek i Andrzej panowie z dobrym okiem

Ci panowie mimo tego, że zajmowali się bardzo poważnym tematem – strzelectwem. A dokładniej jego jego wojskową odmianą opartą o system BLOS – broń, otoczenie, lufa, spust. Te cztery proste zasady mają najważniejsze znaczenie w bezpiecznym posługiwaniu się bronią i to  tymi zasadami musi kierować się każdy, kto bierze ją do ręki. Mimo powagi tematu, jakim jest każda forma strzelectwa, to Krzysiek z Andrzejem potrafili dla nas szkolenie BLOS, a właściwie jego fragment, którego mieliśmy możliwość poznać rozłożyć na czynniki pierwsze.

CSMW

CSMW

Choć na zajęciach byli surowi, dostrzegali nawet najdrobniejsze błędy, to korygowali je szybko i celnie. To bezpośrednio przed i po nich, a w szczególności w przerwach Andrzej z Krzyśkiem okazywali się osobami z gigantycznym poczuciem humoru i do tego bardzo celnym. Jako ciekawostkę dorzucę zwłaszcza o Krzyśku jedno zdanie, a może i dwa. Po udostępnieniu zdjęć z fanpage CSMW na moim prywatnym profilu na Facebooku odezwał się do mnie kumpel z Yacht Clubu Politechniki Lubelskiej. Kuba napisał mi, że na jednym z udostępnionych zdjęć jest jego wujek. Co ciekawe spotkali się po kilku ładnych latach przerwy w porcie w Ustce, kiedy to Kuba zawitał tam, będąc na rejsie na pokładzie Zawiszy Czarnego. Jaki to świat okazuje się mały.

Zdjęcie Kuba Kuliński

Tomasz szef szkolenia

Pan komandor szef szkolenia jednostki. W początkach naszej znajomości tak, jak każdy nauczyciel na kursach w Ustce podchodziłem do niej bardzo formalnie. Ktoś, kto sam był w dowolnej służbie mundurowej wie, jak ważna jest hierarchia stopni i szacunek do przełożonego. Gdy rozmawia się z instruktorami, którzy prowadzą z nami zajęcia to nikt nawet słowem negatywnie nie szepnie o panu komandorze. Wręcz przeciwnie to, co słyszymy to same superlatywy w kierunku szefa szkolenia. Widać, jakie mają zaufanie do swojego przełożonego i jaka “chemia” działa na tej linii.

CSMW

W czasie spotkania integracyjnego po zajęciach, w trakcie jednego z wcześniejszych kursów Tomasz zaproponował, byśmy zwracali do niego po imieniu. Przystaliśmy na tę propozycję, ale tylko po zajęciach w sytuacjach, kiedy to można pozwolić sobie na nieco więcej luzu i swobody w rozmowach. W sytuacjach związanych z kursami, zwłaszcza z zajęciami i na nich samych obiecaliśmy zachować dyscyplinę formalną. Ktoś, kto zobaczył Tomasza w akcji, ten wie, jak wiele wysiłku i pasji wkłada w swoją pracę, a tak naprawdę w służbę. To samo było widać po tym, jak bardzo starał się zapewnić nam nauczycielom jak najlepsze warunki, w których moglibyśmy się szkolić i zdobywać nowe umiejętności.

Pamiętacie jeszcze może małą, szybką wzmiankę o “porwaniu” mnie z dworca PKP w Słupsku? Anki miały niecny plan na szybką ewakuację z tego miejsca. Zgadnijcie, kto nas zawinął? Oczywiście Tomasz.

Kilka słów do dowódcy CSMW

Teraz już bez żartów, docinek i innych słownych gierek. Ostatnie cztery osoby, o których wspomniałem to instruktorzy i szef szkolenia CSMW w Ustce. W moich wpisach dotyczących wcześniejszych wyjazdów do Ustki także wspomniałem o kilku instruktorach. W tym o kursie KPP napisałem kilka słów o Piotrze i Pawle, którzy jak nikt wcześniej dali mi wycisk. Wszystko w słusznym celu, by potrafić skutecznie ratować ludzkie życie. Jestem strażakiem w OSP, nauczam pierwszej pomocy, ale najważniejsze jest to, że były już w moim życiu sytuacje, w których to, co mi przekazali okazało się być bardzo pomocne. W tekście o kursie SERE wspomniałem krótko o Chudym, ale także o Podobie, Żuku i Korzeniu, którzy przekazywali nam wiedzę z zakresu przetrwania w niesprzyjających warunkach.

CSMW

Jednak musicie mieć świadomość, że przy tego typu kursach dla nauczycieli zaangażowanych bywa od kilku do kilkunastu instruktorów, którzy prowadzą z nami zajęcia. A są to tylko te osoby, o których wiemy. W przygotowaniu kursów dla nas nauczycieli uczestniczy o wiele więcej osób niż mi i tobie czytelniku się wydaje. Dlatego pan komandor Grzegorz Okuljar komendant Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej im. admirała floty Józefa Unruga w Ustce powinien czuć dumę z własnych podwładnych. Wkładają maksimum zaangażowania w przekazywanie wiedzy i umiejętności. Dają szanse nam nauczycielom na zdobywanie doświadczeń, które na rynku cywilnym są niedostępne lub koszt ich zdobycia jest niewspółmiernie wysoki.

Za chwilę powrót do CSMW

Mam nadzieję, że już za kilka miesięcy ponownie zawitam za bramą CSMW w Ustce. Liczę na spotkanie z moimi dobrymi znajomymi z kursu KPP. Za chwilę minie 3 lata od egzaminu, który sprawił, że ja i inni nauczyciele zostaliśmy ratownikami. Trzeba odnowić pewne umiejętności oraz dokonać tak zwanej recertyfikacji. Będzie to kolejna okazja do czerpania wiedzy, umiejętności i wymiany doświadczeń od najlepszej kadry, z jaką można pracować.

CSMW

Mam nadzieję, że pani dyrektor mojej szkoły nadal będzie umożliwiała mi wyjazdy na szkolenia organizowane przez Departament Edukacji, Kultury i Dziedzictwa MON oraz Centra Szkolenia Wojska Polskiego dla nauczycieli klas mundurowych. Zawsze to szansa na poszerzenie wiedzy i nowe umiejętności praktyczne, które można wykorzystać przekazując je uczniom.

Więcej wpisów w kategorii Nieobiektywnie
Więcej wpisów w kategorii My way
Więcej wpisów w kategorii Personalnie
Więcej wpisów w kategorii Motywacja