Plan, weekend i improwizacja
Miesiąc temu miałem okazję przebywać we Wrocławiu i uczestniczyć w konferencji IX Ogólnopolskie Forum Szkół – Edukacja Obronna Młodzieży. Dodam tylko, że przyjazd gości i uczestników przewidziany był na środę, a wykłady i prelekcje plus dodatkowe atrakcje zaplanowane były na czwartek i piątek. Znając plan wydarzenia postanowiłem pozostać na miejscu dłużej i nieco bardziej poznać Wrocław w trakcie weekendu.
Zarezerwowałem przez Booking.com apartament na kolejne dwa dni w innym miejscu niż dla uczestników konferencji. Nie będę was oszukiwał i powiem wprost chodziło o koszty. Przedłużenie rezerwacji wyniosłoby blisko 500 zł, apartament w nowym miejscu i co ciekawe o wiele bliżej zabytkowej zabudowy miasta powinien mnie “teoretycznie” wynieść ponad dwukrotnie mniej – kalkulacja była oczywista. Niestety coś poszło nie tak z samą rezerwacją i musiałem przespacerować się z walizką do biura, w którym wynajmowałem apartament. Na miejscu prostować całą sytuację, wszystko miało pozytywne zakończenie. Co nie zmienia jednak faktu, że przeprawa była solidna.
Drugie słowo wstępu
Jak wspomniałem wcześniej głównym celem wyjazdu była konferencja dla dyrektorów i nauczycieli klas mundurowych. Jednak nie byłbym sobą, gdybym nie wykorzystał dostępnego czasu do maksimum na poznanie samego Wrocławia i spotkania ze znajomymi. Myślę, że udało mi się to całkiem nieźle, bo ten wpis nie będzie ostatnim, który dotyczy wyjazdu oraz tego pięknego i niezwykłego miasta. Sam temat kolejnego wpisu pozwolę sobie jeszcze zatrzymać na chwilę w tajemnicy.
Ale, ale Aleksandra
Z Olą wstępnie umówiony na spotkanie byłem już dobre 2 tygodnie przed konferencją. Poznaliśmy się w minione wakacje pracując na koloniach na Kaszubach z firmą Aktiva. Więcej o tym mogliście przeczytać we wpisie – Ponad miesiąc ciszy na blogu – nie bez przyczyny. Już z daleka przywitaliśmy się uśmiechem i tradycyjnym “przytulasem”. Ola zaproponowała miejscówkę – Spisz, gdzie przy dobrym, warzonym na miejscu piwie spędziliśmy dobrych kilka godzin na rozmowie. O czym tyle dyskutowaliśmy?
Rozpoczęło się od tego, co w wielkim skrócie wydarzyło się w naszym życiu od naszego ostatniego spotkania, czyli przez blisko pół roku wstecz. A potem poszło już z górki, nie było nawet chwili ciszy – pomijając kilkusekundowe przerwy na przepłukanie gardła miejscowym piwem. Długo dywagowaliśmy na temat studiów na AWF-ie – porównywaliśmy te moje w Białej Podlaskiej i te Oli we Wrocławiu, podobieństwa i różnice. Ruszyliśmy także wiele typowo “życiowych” tematów od błahych pierdół, po naprawdę ciężkie klimaty. Było, jak mówi popularne powiedzenie – “śmieszno i straszno”. A żadnej sekundy spędzonej w towarzystwie Oli nie uważam za straconą, wręcz przeciwnie – za zyskaną.
Konferencja
Nie będę się o niej rozpisywał, bo jest już o niej wpis na blogu, a link do niego macie podany wyżej. Wspomnę tylko, że same wykłady i zajęcia na strzelnicy były mocno angażujące i wyczerpujące. Dlatego wcześniej poznaną na kursach paczką oraz z nowymi “nabytkami” także nieco pozwiedzaliśmy miasto, zaglądając do wielu miejsc odkrywaliśmy Wrocław wieczorową porą . Być może jeszcze o tym kiedyś wspomnę, ale to nie czas i nie miejsce, by o tym pisać.
Wilczek, czy też wilk – Aśka
Z Aśką miałem umówione spotkanie na piątkowy wieczór i podobnie, jak w przypadku Oli poznaliśmy się w identycznych okolicznościach, tyle że 4 lata wcześniej. Niestety nic nie wypaliło z ustawki na mieście. Zmiennych było tak wiele, że finalnie odwiedziła mnie w apartamencie, który wynająłem na weekend. Z dużym wyprzedzeniem w korespondencji na fejsie poinformowała mnie, że dużo i długo będzie mówić o …
… pingwinach. Tak, tak dobrze przeczytaliście o pingwinach. Kilka dni wcześniej wróciła z rejsu, w trakcie którego to opływała Przylądek Horn, balansując na niebezpiecznych wodach graniczących tam ze sobą oceanów – Spokojnego i Atlantyckiego. Przy kawie z saszetki długo słuchałem o sylwestrze na morzu, krach lodowych, wielorybach i oczywiście pingwinach. Ciekawscy mogą zajrzeć na Chief One: Expeditions i dowiedzieć się nieco więcej o tym niezwykłym projekcie. Czasami udawało mi się przemycić nieco własnych myśli do tej rozmowy, jednak to przeważnie Aśka mówiła. Pod koniec spotkania pojawiły się tematy związane z wakacjami, może ponownie uda się nam spotkać na Kaszubach w trakcie już nie tak odległych wakacji.
Cały dzień na nogach
Już w piątkowy wieczór założyłem sobie, że w sobotę postaram się jak najwięcej czasu poświęcić na poznanie miasta. Postanowienie było bardzo proste – Wrocław pieszo. Takie poznawanie otoczenia daje najwięcej przyjemności i satysfakcji, a przy okazji daje szansę na dłuższe obcowanie z tym, co nas otacza. By nie być gołosłownym to zdradzę wam ile tego dnia zliczył mi zegarek kroków. Do godziny 2 nad ranem w niedzielę, kiedy to wróciłem do hotelu po zwiedzaniu miasta wyświetliło się ponad 33 tysiące kroków. W dużym uproszczeniu było to ponad 20 km wydreptane uliczkami tego miasta.
Bazylika św. Elżbiety – taras widokowy
Od zawsze lubię spoglądać z góry, choć do tej pory samolotem leciałem tylko raz. Jeśli widzę przed sobą jakieś wzniesienie to korci mnie, by na nie wejść i spojrzeć, jaki rozpościera się z niego widok. Podobnie mam jeśli dowiem się, że gdzieś w pobliżu jest taras widokowy. Poznając lepiej wrocławskie uliczki trafiłem w okolice Bazyliki św. Elżbiety, widząc niewielką budkę przy bocznym wejściu wiedziałem, że z dużym prawdopodobieństwem będzie można nabyć w niej bilety na taras widokowy na wierzy bazyliki.
Nie myliłem się i po chwili byłem już w drodze na górę. Droga to była nie łatwa, bo wysokie stopnie, spiralny układ i ogólna ciasnota nie ułatwiały tego zadania, zwłaszcza gdy trzeba się mijać z osobami idącymi w przeciwnym kierunku. Dopiero ostatnie kilkadziesiąt schodów to klasyczna stalowa konstrukcja. Wspinaczka na szczyt po 301 stopniach to naprawdę duży wysiłek, ale widok na Wrocław rekompensuje to z nawiązką. Skoro udało się wejść, trzeba także było zejść, to także dało solidnie odczuć się w nogach, ale o tym i moich przemyśleniach związanych z tym miejscem możesz obejrzeć na powyższym filmie.
Polowanie nie tylko na krasnale
Dość długo spacerowałem po bocznych uliczkach tego pięknego miasta. Choć pogoda była zmienna to udało się znaleźć kilkanaście krasnali i innych zakątków wartych uwiecznienia na zdjęciach. Zawsze także mam nieodpartą pokusę zajrzenia do księgarni, które mijam. Książki, a w ostatnim czasie także gry planszowe zawsze mocno mnie kuszą zwłaszcza, gdy odnajduje się miejsce, gdzie można nabyć je w cenach dużo niższych niż ogólnie dostępne są na rynku. Zdradzę wam w tym miejscu, że do domu wróciłem z kolejnymi 3 książkami i 1 grą planszową, nie licząc oczywiście tego, co dostałem na konferencji.
Panorama Racławicka
Spacerując po mieście w pewnym momencie zorientowałem się, że nie tak daleko od miejsca, w którym byłem jest Panorama Racławicka. Miejsce, w którym zobaczyć można jedyne takie dzieło w Polsce i jedno z nielicznych na świecie. Gdzie dzięki przemyślanym zabiegom mamy wrażenie przebywania w centrum wydarzeń. Mimo, że sam obraz jest dziełem olbrzymim, bo jego wymiary to 15 m wysokości i 114 m w obwodzie, co daje ponad 1700 metrów kwadratowych to nadal “płaskim”. Jednak zagospodarowanie przestrzeni przed nim w dodatkowe dekoracje i odpowiednio dobrane światło sprawia, że odbieramy je jako trójwymiarowe. Więcej o tym niezwykłym miejscu na pewno jeszcze przeczytacie na moim blogu.
Swobodnym krokiem wzdłuż Odry
Mając do dyspozycji jeszcze dość dużo czasu do zachodu słońca ruszyłem dalej w miasto. A dokładniej wzdłuż Odry, szukając kolejnych miejsc wartych utrwalenia. Choć pogoda nie rozpieszczała, dość mocno wiało i chwilami zacinał nieprzyjemny deszcz, to przeszkody te nie zniechęciły mnie przed kolejnymi krokami wykonanymi po mieście. Taki spacer pozwolił spojrzeć z szerszej perspektywy na przeciwny brzeg, na którym także było widać perełki wrocławskiej architektury.
By dostać się na drugi brzeg musiałem solidnie pokombinować. Gdyż dopiero stojąc przy Moście Tumskim uświadomiłem sobie, że jest on w remoncie. Z szybką pomocą przyszły jednak Mapy Google i wiedziałem już, jak najkrótszą dostać się na na Ostrów Tumski. Dorzucę tu taką małą dygresję – przechadzając się wzdłuż kanałów dojrzałem dziwne znaki. Dla większości osób są zapewne “czarną magią” i dla mnie taką były do niedawna. A dokładniej do czasu, kiedy to rozpocząłem kursy na patent sternika jachtowego i motorowodnego.
Katedra św. Jana Chrzciciela – taras widokowy
Wrocław dla wielu osób kojarzy się z Katedrą św. Jana Chrzciciela. Nie byłem pewny czy uda mi się zdążyć do niej wejść i zobaczyć to, co kryje w swych murach. Jej wnętrze jest ciemne, a przez to bardzo trudno zrobić w niej udane zdjęcia. Z drugiej strony sakralny charakter tego miejsca sprawia, że wykonywanie w środku zdjęć z wykorzystaniem lampy błyskowej byłoby dużym nietaktem. Dlatego nie przekraczając tej cienkiej granicy, pozwoliłem sobie tylko na spokojne obejście jej wnętrza.
W Katedrze św. Jana Chrzciciela podobnie, jak w Bazylice św. Elżbiety znajduje się taras, z którego można podziwiać kolejną panoramę na Wrocław. W sprzyjających warunkach można dostrzec z niego masyw Śnieżki odległy o około 100 km w kierunku południowo-zachodnim. Różnica między nimi poza oczywistym bliskim planem, czyli różnej zabudowie widzianej bezpośrednio z tarasów jest tylko jedna. Na pierwszy z nich trzeba wejść samodzielnie, na drugi zawiezie was już winda.
Wrocław to niesamowite miasto
Mam pełną świadomość, że mogłem poznać to miasto zaledwie w małym ułamku procenta, bo nawet nie w 1%. Nie była to moja pierwsza wizyta w stolicy Dolnego Śląska i za każdym razem odkrywam w niej coś nowego. Jeśli masz szansę to zajrzyj tam i spróbuj odrobinę poznać to miejsce. Ja wykorzystałem do tego weekend po konferencji, w której uczestniczyłem, spotkałem się dzięki temu ze znajomymi, poznałem nowe osoby, a także odkryłem wiele interesujących miejsc. Daj sobie szansę i sam bliżej poznaj Wrocław.