Lepiej czy gorzej
Do wczoraj zasadniczym pytaniem było, czy po JJ Abramsie, który wyreżyserował VII epizod Przebudzenie Mocy Rian Johnson w swojej wizji Gwiezdnych Wojen mu dorówna, czy może nawet go przebije? Czy Ostatni Jedi będzie czymś innym i zaskakującym. Czy finalnie dzieło dorówna oczekiwaniom widzów? Czy saga Star Wars to już tak silna marka, że cokolwiek zostanie z nią zrobione, to i tak znajdą się fani, którzy i tak będą to wielbić bez względu na jakość finalnego produktu.
Wokół seansu
Powiem wam, to nie był łatwy seans – w końcu wysiedzieć 3 godziny w fotelu bez ruszania się to może być niezła tortura. Tak 3 godziny , bo trzeba dorzucić czas poświęcony na męczenie się z reklamami. Wspomnę o tylko o jednej, a właściwie dwóch – będą dwie kolejne “komedie” z uniwersum Marwela – ileż jeszcze można męczyć ten temat! Wracając do samego seansu. Cieszyć się trzeba, że w kinie były wygodne fotele, bo pewnie wyszedłbym z odleżynami. By jeszcze dopiec zdradzę wam, że już na sali kinowej słychać było jęk zawodu, a nawet widziałem dłonie uderzające w czoło, co odebrałem jako “ale to słabe”. Po wyjściu z sali kinowej usłyszałem kolejne negatywne opinie.
Ostatni Jedi – czy jest aż tak bardzo słaby?
Mam nadzieję, że uda mi się bez spoilerowania, choć nie wiem czy do końca mi to wyjdzie. Czy jest aż tak słabo, żeby tłuc się w czoło? Nie!!! Czy jest aż tak dobrze by bić peany. Także nie!!! To, co zasługuje na docenienie to efekty specjalne. Obecne moce przerobowe komputerów i umiejętności grafików potrafią zdziałać naprawdę cuda. To, co jednak ładnie wygląda na ekranie nie zawsze sprzyja tworzeniu klimatu i niepowtarzalności całości. Drugie, co trzeba docenić to muzyka, choć nie tak dobra jak w “Przebudzeniu mocy”. John Williams spoczął chyba nieco na laurach.
Coś tu poszło do dupy
Widziałem już kilka recenzji i większość z nich autorzy rozpływają się nad tym, jakie to wielkie dzieło i jak bardzo wzbogacone zostało uniwersum Gwiezdnych Wojen. Wszak to początek “nowej” trylogii. Jeśli początek, to już z góry wiadomo, że będzie happy end, a może i bad and, ale co to kogo obchodzi. Główni bohaterowie będą musieli musieli przeżyć, bo bez tego nie miałoby sensu kręcenie kolejnych części i wyciąganie kasy z kinomanów. Tak więc nie martwcie się o losy Rey czy Kylo Rena – przeżyją. Ktoś musiał zginąć, bo wojna oczywiście potrzebuje swoich ofiar. Niech to Ci wystarczy i mam nadzieję, że nie uznasz tego za spoilerowanie.
Doczepię się do wątków fabularnych, w końcu coś tu poszło do dupy. Celowo nie będę ich opisywał, ale swoje zdanie wypowiem. Jest ich zdecydowanie za dużo. To sprawia, że akcja często jest chaotyczna, dynamiczna, ale nagle przerywana czymś bezsensownym i zaczyna się kolejny wątek. I tak w koło Macieju. Poprawność polityczna aż bije po oczach. Jeśli w poprzedniej części wśród głównych postaci pojawił się czarnoskóry aktor, to teraz dołączyła do ekipy Azjatka.
Choć seria Gwiezdnych Wojen nigdy nie była w pełni poważna – miała specyficzne poczucie humoru. To oglądając Ostatni Jedi miałem wrażenie iż bliżej mu do momentami filmu Kosmiczne jaja, niż do uzupełnienia uniwersum. Żarty, dowcipy, przepychanki słowne często na bardzo miałkim poziomie. Czasami bywało tak słodko, że aż za słodko. Najlepszy dowód na to to słodkie stworzonka, które robią maślane oczka tylko po to, aby sprowokować do empatii. Jeny scena żywcem skopiowana ze Shreka 2, z Kotem w butach w głównej roli.
Ocena?
Gwiezdne wojny Ostatni Jedi to film, który prawdopodobnie z zadowoleniem przyjmą fani sagi. Dziś rano w szkole kilkoro uczniów zapytało mnie jakie mam wrażenia po seansie filmu. Odpowiedziałem szczerze, że niestety ale się nudziłem i jestem rozczarowany. Disney pompował zgrabnie atmosferę, ale prysła ona zbyt wcześnie. O ile dosyć często wracam do pierwowzorów – oryginalnej trylogii. To teraz widzę już tylko to, jak od widza wyciąga się pieniądze – oferując kolejną część podpierając się siłą pierwowzoru.
Zdjęcia: materiały prasowe www.starwars.com
Więcej wpisów w kategorii Kulturalnie
Więcej wpisów w kategorii Film