dom

A kiedy w nocy przyjdą podpalić Twój dom!!!

Nie ma to jak zacząć Nowy Rok od największego WK%#WA!!! w moim życiu. Tak największego, choć to słowo jest naprawdę delikatne, bo inaczej nie jestem w stanie opisać sytuacji, która miała miejsce kilkanaście minut po północy. Od kilku lat w Sylwestra nie nawalam się wódką jak szpadel – jak to robi znaczna cześć naszego społeczeństwa, tylko wychodzę na fotograficzny plener. Tak zrobiłem i tym razem.

Plener wyszedł dobrze, ale ciśnienie do krytycznego poziomu podniosło mi to, co stało się w drodze powrotnej. Coś mnie tknęło by wrócić do domu spacerując sobie nie przez plac kościelny, tylko ulicą do niego równoległą. Mieszkający w Bełżycach od razu domyślą się, o którą ulicę chodzi.

Schodzę sobie z “rynku” i widzę, że coś ulica jest strasznie zadymiona. Idę dalej, a tam w jednym z domów z poddasza wydostają się kłęby czarnego dymu. Podbiegam i już sięgałem po telefon by dzwonić po straż. Daleko by nie mieli, w sumie kilkaset metrów. Ale się na chwilę powstrzymałem.

Przyglądam się o co chodzi, a tam jacyś POPIEPRZEŃCY podpalili ponad 2 m długości, średnicy około 25 cm i grubą na jakieś 2-3 cm gumową rurę odprowadzającą wodę z rynny. Kretyni wrzucili do jej środka kilka rac, które spalają się w bardzo wysokiej temperaturze. Cała rura zajęła się od środka, a to że była nałożona na rynnę powodowało powstanie dodatkowego “ciągu”.

Szczęście w nieszczęściu jest takie, że tamtędy przechodziłem. Udało się to podpalenie bardzo szybko zobaczyć i zapobiec rozprzestrzenieniu ognia.Choć rura była już porządnie rozgrzana i zaczynała się robić giętka to zaryzykowałem i postanowiłem ją jakoś zerwać z rynny, która także była już bardzo gorąca. Najprościej było to zrobić z przysłowiowego “buta”, rekami nie miałem nawet zamiaru tego tykać. Po dość krótkiej walce udało się, ale to jeszcze nie oznaczało ugaszenia ognia. Wręcz przeciwnie rura jeszcze bardziej zionęła ogniem. Udało się ją jakoś przesunąć na chodnik, z dala od samego budynku.

Najważniejsze, o co trzeba było zadbać to ugasić tę rurę. Ponownie rozważałem wezwanie straży pożarnej, ale dałem sobie kolejną szansę. Rozejrzałem się czy ktoś po sąsiedzku nie śpi, chcąc zapukać do okna i poprosić o wiadro wody by zalać tę pieprzoną rurę. Nie minęło pół minuty i zobaczyłem starszego pana przechodzącego placem kościelnym. Zapytałem czy tutaj mieszka. Z kolei ten pan zapytał mnie o co chodzi i czemu kręcę się tak późno w nocy. Szybko wytłumaczyłem co się stało.

Podeszliśmy na miejsce, a rura płonęła już naprawdę dużym ogniem. Postanowiliśmy ugasić ją małym podstępem. Z zewnątrz rura wydawała się nadal nietknięta – choć była dosyć miękka, to jej wnętrze się paliło, a właściwie topiło i następnie spalało. Trzeba było odciąć dopływ tlenu do jej środka. Stanąłem z jednej strony na końcu rury, tak by to co w środku było stopione skleiło się ze sobą.

Nagimnastykowałem się trochę przy tym, ale jedną stronę udało się ugasić. Zabrałem się do drugiej, a w międzyczasie starszy pan poszedł po wiadro wody. Gdy wrócił już zgasiłem rurę zlepiając ze sobą drugi koniec. Zalaliśmy ją jeszcze dokładnie wodą, podobnie stalową rynnę – by ją schłodzić. Udało się bez wzywania straży pożarnej.

Miałem “szczęście” wracając akurat tą ulicą z sylwestrowej sesji foto, gdyby nie to, to 10 minut później mogło być pozamiatane. Straż pożarna przyjechałaby już do wielkiej pochodni jaką mógł być ten dom, przy którym ci debile podpalili gumową rurę, która tak bardzo im przeszkadzała. Szczęście w nieszczęściu numer 2. Nie uprzedziłem was na początku tego tekstu, że dom, przy którym ci durnie chcieli zrobić ognisko był w remoncie i stał pusty. Pomyślcie co mogło się stać gdyby był zamieszkany!

Mówi się, że ludzie uczą się całe życie. Jednak czasami tak sobie myślę, że niektórych ten dar ominął!!!

Więcej wpisów w kategorii Nieobiektywnie
Więcej wpisów w kategorii My way