Słupsk – miasto koksu i patoli?
Zacznę nieco jakby z przysłowiowej “czapy”, bo niemal 2 tygodnie spędziłem na kursie KPP w Ustce. Jednak początek tej przygody rozpoczął się w Słupsku, z którego to busem podstawionym przez Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej dowieziono nas do jednostki wojskowej. Jednak to, o czym w tym miejscu chciałbym wspomnieć miało miejsce przed przechwyceniem nas nauczycieli przez wojskowych.
Pierwsza sprawa, to miałem ładnych kilka godzin na spacer po tym początkowo interesującym mieście. Co prawda nie da się z wielką walizką zrobić oszałamiająco długiej trasy, ale co nieco udało mi się dostrzec. W tym genialny mural i wystawę “Marzann”. Jednak wszystko zakończyło się niezbyt przyjemną akcją, a właściwie dwoma na dworcu PKP w tym mieście. Pierwsza – dostałem propozycję zakupienia działki “koksu”!!! Serio młody chłopak na stacji PKP w Słupsku zasugerował mi koks. Aż tak mi dobrze patrzyło z oczu? Druga – aby było śmieszniej po 10 minutach zrobił to ponownie! Czy aż na takim haju był, by nie “jarzyć” faktów.
Wróćmy do rzeczywistości
Do Ustki wybrałem się, a właściwie zakwalifikowano mnie na kurs KPP. Co dokładnie oznacza ten skrót – kurs Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy. Była to II edycja tego kursu dla nauczycieli klas mundurowych. Zorganizowany przez Departament Edukacji, Kultury i Dziedzictwa MON oraz CSWM w Ustce. W szkole, w której uczę, niemal od początku prowadzę także zajęcia z przedmiotu podstawy ratownictwa. Możliwość udziału w kursie KPP była dla mnie strzałem w przysłowiową “10”.
Starzy, nowi znajomi
Nie będę ukrywał, że z wielką ciekawością wybrałem się w podróż do Ustki. Intrygowało mnie to, czy będą znajomi z poprzednich szkoleń, w których uczestniczyłem w Toruniu oraz we Wrocławiu. Więcej o tym pierwszym możesz przeczytać we wpisie – Toruń – 6 dni, które w nim spędziłem. Pozytywne zaskoczenie – spotkałem siódemkę wcześniej poznanych kolegów po fachu. Co ciekawe z Marcinem z Hrubieszowa razem nas zakwaterowano, co jeszcze bardziej ciekawe ukończyliśmy tę samą uczelnię czyli AWF w Białej Podlaskiej – tak więc było także dużo uczelnianych wspominków.
Pierwsze spotkanie z morzem
Nie będę wam ściemniał, że kocham nasze morze, a Bałtyk w ogóle jest najpiękniejszy. Bo tak naprawdę nie mogłem tego sprawdzić. Dopiero kurs KPP w Ustce był tak naprawdę pierwszą okazją w życiu, by go zobaczyć. Po zakwaterowaniu w “Kadecie” z nowymi znajomymi wybraliśmy się na spacer. Celem był Bałtyk! Nie było to zbyt daleko, raptem 500 metrów spaceru przez las. Co ciekawe na początku nie zrobił on na mnie wrażenia. Ot takie sobie większe “jezioro”.
Z czasem moje zdanie całkowicie uległo zmianie. Choć był to przełom marca i kwietnia, to piaszczyste plaże z rozsypanymi gdzieniegdzie otoczakami robiły naprawdę fenomenalne wrażenie. Do tego od czasu do czasu spotykane niby niechlujnie pozostawione korzenie drzew oszlifowane przez niesiony wiatrem piasek. Kilka spacerów po plaży i nabiera się do tego miejsca dużego szacunku. Siły przyrody i tego, jak formuje ona swoje otoczenie.
KPP, bo to o nim miał być ten wpis
KPP czyli kurs Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy to najszersze “cywilne” szkolenie pierwszej pomocy jakie można ukończyć w Polsce. Kolejnym etapem są już studia z ratownictwa medycznego i kursy doskonalące dla samych ratowników medycznych. Standardowo to 66 godzin zajęć, w tym co najmniej 41 godzin zajęć praktycznych. W moim przypadku kurs był dodatkowo rozszerzony o wykorzystanie sprzętu ratowniczego stosowanego na statkach morskich. Sumarycznie było to ponad 80 godzin zajęć.
Startujemy
Jak zawsze każde szkolenie dla nauczycieli organizowane przez MON rozpoczyna się wspólnym zdjęciem kursantów i kadry. Jednak po chwili wszyscy startują ostro do pracy. Większość kursów, na których jest praktyka należy rozpocząć od teorii. Bez niej często potem słabo z praktyką. A zapewniam było “śmieszno i straszno” i to dosłownie.
Przejdźmy do czynów
Tak jak wspomniałem rozpoczęliśmy teorią. Od organizacji ratownictwa medycznego, przez bezpieczeństwo własne i miejsca zdarzenia, kończąc na wyposażeniu zestawów ratowniczych. Pierwsze zajęcia praktyczne i już było na poważnie. Skąd ten wniosek – bezprzyrządowe i przyrządowe metody udrożniania dróg oddechowych. Nauka wszelkiego rodzaju rękoczynów i stosowania różnorodnych rurek i masek – trening czyni mistrza, całość do pełnego opanowania.
Z każdym dniem materiału było coraz więcej i był coraz bardziej wymagający. Nie mówię tu o teorii – choć tej także przybywało, a o zadaniach praktycznych, które wymyślali nam dwaj panowie prowadzący z nami większość zajęć. O ile założenie na manekinie rurki krtaniowej, czy maski krtaniowej jest dość proste, zaopatrywanie ran, a nawet szczegółowe badanie urazowe nie stanowią problemu jako pojedyncze zadania, to…
… kilkunastominutowe RKO na fantomie naprawdę potrafi zmęczyć i dać się we znaki każdemu. Mały przykład z kursu KPP. Przypominamy sobie RKO w prowadzone przez jedną osobę. Niby nic trudnego – schemat 30 uciśnięć, 2 wdechy – wykonywane w tempie nadawanym przez instruktora. Przećwiczone i niby wszystko jest ok. A tu po chwili pada hasło – całość padnij, podpór przodem i robimy pompki. Do tego kilka kawałów również w podporze, bo nie można ćwiczyć na wypoczynku, tylko na zmęczeniu tak, jak jest to w rzeczywistości. W końcu ratownik idąc do poszkodowanego ma zawsze ze sobą torbę PSP R1, do tego często także nosze i kilka innych “gadżetów”.
I tutaj zaczyna się prawdziwa “zabawa”. Po takiej symbolicznej zaprawie, kiedy to ręce już swoje poczuły kazano nam prowadzić samodzielnie resuscytację fantoma przez 10 minut. Z racji swoich gabarytów, które potrafię wykorzystać przy tej czynności jest dużo łatwiej, niż drobnej kobiecie o masie 50 kg. To jednak zapewniam, jest to znaczny wysiłek, który daje się we znaki.
Żeby tego było mało, po chwili połowę z nas zabrano do jednej z sąsiadujących sal. A tam na podłodze pourywane kończyny, zakrwawiony fantom, pogięty rower, auto, do tego skrzynka elektryczna, z której “iskrzy” i porozkładane na podłodze fantomy – taki mały symulator działań ratowniczych. Powtórka z rozrywki – ponownie RKO przez 10 minut. Jednak tutaj pojawia się mała, wielka różnica – gaśnie światło, słychać krzyki, widać błyski, instruktor krzyczy, że nic ci nie wychodzi i w ogóle jesteś do niczego (używając do tego bardzo dosadnego słownictwa). Finalnie po ćwiczeniu dowiadujesz się, że twoja skuteczność jeśli chodzi o oddech zastępczy wynosi 0%, a uciśnięć klatki piersiowej raptem 30%. Jaki z tego morał? Poszkodowany zmarł.
Takie ćwiczenia często nam serwowano, z czasem wychodziły nam one coraz lepiej i sprawniej. Duży nacisk stawiano także na pracę w zespole początkowo w dwójkach, następnie w trójkach. Finałem praktycznych zmagań można określić akcję “deska”. O co chodzi? Finalnie pacjenta urazowego, z odpowiednio zabezpieczoną szyją, po szczegółowym badaniu urazowym, z zabezpieczonymi krwotokami i innymi urazami, zabezpieczonego termicznie należy wpiąć i to dość mocno w deskę ortopedyczną.
Sama akcja deska z początku wyglądała bardzo niewinnie. Ćwiczyliśmy szczegółowe badanie urazowe, poszczególne grupy wpięły poszkodowanych już w nosze ortopedyczne, a tu pada komenda – wszyscy wstają idą się ubrać w to, w czym przyszli na zajęcia i wracają. Po chwili kolejne polecenie. Chwytamy nosze i idziemy na spacer! Zrobiono nam taki spacer, że na koniec z każdego pot lał się strumieniami. Poprowadzono nas po górkach i dolinach, piasku i betonie, przez las i po trawie, finał kończąc wspinaczką klatką schodową na 2 piętro i zejściem z niej. Dodam tylko, że przy każdym zatrzymaniu się należało dokonać także czynności życiowych poszkodowanego.Trzy grupy przy tym zadaniu wpięły w nosze panie ważące około 60 kg, w przypadku mojej grupy był facet warzący ponad 90 kg. Jak łatwo się domyśleć lekko nie było, ale na ćwiczeniach nie może być lekko.
Nie obeszło się także bez zajęć na jednostkowej pływalni. Poznaliśmy podstawy ratownictwa wodnego, w szczególności holowanie poszkodowanego wyciąganie go zwody, jak i już w samej wodzie zakładanie kołnierza ortopedycznego i wpinanie w deskę ortopedyczną. Swego rodzaju bonusem tego kursu KPP było poznanie zasad stawiania tratwy ratunkowej, a także jej odwracania jeśli, otworzy się w niesprzyjającym położeniu.
Piotr i Paweł
Większość z was pomyśli tu o znanej sieci sklepów, a u nas na kursie KPP Piotr i Paweł były to imiona panów, którzy prowadzili z nami większość zajęć. Tak to oni wymyślali nam takie zadania, by zmusić nas do pracy na najwyższych obrotach – zwłaszcza w trakcie zadań praktycznych. Wyznawali prostą, aczkolwiek bardzo skuteczną zasadę im więcej potu na treningu, tym mniej krwi w boju i to się bardzo dobrze sprawdzało. Kolejną zasadą jaką w nas wyrabiano brzmiała – nie mam być miły, mam być skuteczny w tym, co robię. I za to bardzo im dziękuję.
Pan komandor
Naszym “opiekunem” był pan komandor Tomasz Kossakowski. Niezwykle sprawny organizator naszego czasu, który potrafił wszystko i niemal natychmiast załatwić. Jednak ponad wszystko dusza towarzystwa, fenomenalna osoba jeśli chodzi o poczucie humoru i dystans do siebie, posiadacz wielu talentów. Wszystkich uczestników kursu KPP pan komandor zaskoczył znajomością szant i piosenek śpiewanych przy ognisku.
Port Wojenny w Gdyni
Miłym przerywnikiem od zajęć, który zapewniono nam w jeden z weekendowych dni był wyjazd do Gdyni. Stworzono nam możliwość zwiedzania części Portu Wojennego w Gdyni. Mieliśmy okazję zajrzeć w kilka zakamarków na co dzień niedostępnych dla cywili. Pierwszym zaskoczeniem dla nas było poznanie historii i tradycji Ośrodka Szkolenia Nurków i Płetwonurków, a następnie zwiedzanie jego obiektów. Niewątpliwie największe wrażenie na nas nauczycielach zrobił basen szkoleniowy o głębokości 8 m. Możliwość jego zaciemnienia, symulacji dźwięków, świateł i co najważniejsze fali, która znacząco podnosi realizm szkolenia.
Ciekawym doświadczeniem było także zwiedzanie okrętów zacumowanych w porcie. Pierwszym był ORP Arctowski, okręt hydrograficzny naszej Marynarki Wojennej. Poznaliśmy jego historię i zadania, jakie są przed nim stawiane. Drugim okrętem, na którego pokład mogliśmy wejść był ORP Sęp, okręt podwodny klasy Kobben. Szczególnie jego zwiedzanie było bardzo ciekawym przeżyciem zwłaszcza gimnastycznym z racji wszechobecnej ciasnoty. Nawet gdybym wam pokazał zdjęcia lub filmy z wnętrza (niestety nie był absolutny zakaz robienia ich we wnętrzu okrętu) to nie uwierzylibyście, jak ciasno jest w jego wnętrzu i jak pomysłowo można zagospodarować to, co jest dostępne.
ORP Błyskawica
Wielkie wrażenie na mnie sprawił także polski niszczyciel ORP Błyskawica, zacumowany w gdyńskim porcie, przy Skwerze Kościuszki. Zetknięcie się z dosłownym świadkiem II Wojny Światowej jest w stanie o wiele więcej przekazać niż tysiące książek. A świadek to niezwykły, dlatego w najbliższym czasie poświęcę mu osobny tekst.
Ekipa
Takie kursy nie mogą odbyć się bez osób, które w nich uczestniczą. Tutaj parę słów chciałbym poświęcić kilku osobom, z którymi podczas kursu KPP spędziłem najwięcej czasu. Czasu spędzonego na wspólnej nauce, rozmowach o oświacie i życiu prywatnym, czy też chwilach relaksu spędzonych przy grach Sabotażysta i Jungle Speed – mimo początkowego oporu świetnie się przy nich bawiąc. Dzięki Marcin, Kamil, Krzysiek, Robert i Włodek oraz Maga i Kinga – to między innymi dzięki wam był to naprawdę udany wyjazd.
Robert i Wojtek
Na kursie bardzo szybko zaczęto w części praktycznej uczyć nas działania w zespole. I choć w normalnych warunkach ten zespół składa się z 3 osób, to w naszym przypadku stawiano na współpracę w parach. Z Robertem dość szybko zaskoczyło i mimo początkowego, dość dużego stresu u niego, to z czasem działaliśmy bardzo sprawnie – im większy stres, tym lepiej nam szło. Finałem tego był egzamin, który poszedł nam dość gładko w praktycznej jego części. Zadania, które dostaliśmy zostały zrealizowane, a na pytania w trakcie tej części udzielaliśmy błyskawicznie odpowiedzi.
Gratisy
Tak, jak na wcześniejszych kursach, w których uczestniczyłem w Toruniu i Wrocławiu nauczyciele dostali kilka “gratisów”. Część z nich bezpośrednio jest przekazana do szkół, tak by wspomagać proces edukacji, który prowadzimy. Pozostałe służą do użytku bezpośrednio przez samych nauczycieli. Największe z nich to ścienna mapa polityczna świata oraz plansze z algorytmami postępowania w określonych sytuacjach zagrożenia życia lub zdrowia i te są przeznaczone do szkoły. Jednak przekażę jeszcze jedną rzecz – małą wersję małej Ani, czyli fantoma do treningu RKO. Dostałem go jako dodatkowy bonus za ukończenie kursu KPP z wyróżnieniem, za całość pracy w ciągu tych dwóch intensywnych tygodni.
Słowo o tych prezentach, które były przeznaczone tylko dla nas nauczycieli. Rozpocznę od tych najbardziej wartościowych z racji tego kursu. Pierwszym będzie duża apteczka turystyczna z naprawdę szerokim wyposażeniem, dorzucę kilka rzeczy od siebie i będzie naprawdę “wypasiona”. Drugim będzie książka Kwalifikowana Pierwsza Pomoc, w obecnej chwili chyba najlepsze i w sposób najbardziej przystępny przedstawiające zagadnienia z zakresu KPP opracowanie dostępne na rynku książkowym. Pozostałe to pamiątkowy medal, kubek termiczny, latarka z możliwością gięcia i wysuwania, wskaźnik laserowy, pendriwe z materiałami szkoleniowymi. Do tego jeszcze dwa albumy i okazjonalna smycz, a także czerwona rzucająca się w oczy koszulka, którą widać na ostatnich zdjęciach.
KPP na co mi to było?
Skoro dotarłeś czytelniku do tego miejsca, to poświęć jeszcze chwilę, by dowiedzieć się po, co to wszystko zrobiłem. Podróż ponad 700 km w jedną stronę, dwa tygodnie intensywnego szkolenia. Powody są co najmniej trzy. Pierwszy to chęć doskonalenia własnych umiejętności w tym zakresie, im są one na wyższym poziomie, tym sprawniej można udzielać pierwszej pomocy. Drugi prowadzę zajęcia z przedmiotu podstawy ratownictwa w moim LO, kurs KPP poprawi w najbliższym czasie poziom przekazywania wiedzy w tym zakresie. Trzeci od kilkunastu lat jestem członkiem OSP Wzgórze, której remiza mieści się kilkaset metrów od mojego domu. W tej służbie taki kurs jest niezbędny i to właśnie dla strażaków zawodowych i ochotników był on pierwotnie przewidziany.
Co dalej?
Mam nadzieję, że pani dyrektor mojej szkoły nadal będzie umożliwiała mi wyjazdy na szkolenia organizowane przez Departament Edukacji, Kultury i Dziedzictwa MON oraz Centra Szkolenia Wojska Polskiego dla nauczycieli klas mundurowych. Zawsze to szansa na poszerzenie wiedzy i nowe umiejętności praktyczne, które można wykorzystać przekazując je uczniom.
Więcej wpisów w kategorii Nieobiektywnie
Więcej wpisów w kategorii My way
Więcej wpisów w kategorii Personalnie
Więcej wpisów w kategorii Motywacja