Moja pierwsza taka przygoda
Do tej pory zazwyczaj brałem udział w biegach nazwijmy to “asfaltowych”, gdzie znaczna cześć trasy przebiegała po równych drogach i ścieżkach rowerowych, chodnikach itp. Rzadziej były to starty, gdzie występowała różnorodna nawierzchnia. Dlatego tym ciekawszym była możliwość udziału w moim pierwszym biegu z przeszkodami na trasie. Okazją ku temu był II Lubelski Bieg Nieustraszonych, tak więc bez wahania wziąłem w nim udział.
Na miejsce startu przyjechałem z Przemkiem moim bratem ciotecznym, z którym od jakiegoś czasu startujemy wspólnie w biegowych imprezach. Odebraliśmy pakiety startowe, a dobrze ponad godzinę do startu przeznaczyliśmy na grzanie się w promieniach słońca – niestety w cieniu było za zimno by jeszcze trochę poleniuchować. Co do jeszcze samego pakietu startowego, w zestawie koszulka ze świetnymi grafikami i makaron. Na zdjęciu jeszcze są bidon, frotki i zaproszenie na dynamiczne badanie chodu do MediSport, które udało mi się zdobyć w losowaniu pośród wszystkich uczestników po biegu.
Start poprzedziła wspólna rozgrzewka, w której wzięła udział spora liczba zawodników. O godzinie 11 wystartowała pierwsza trzydziestoosobowa grupa zawodników, kolejne wybiegały na trasę co 15 minut. Z Przemkiem pierwotnie nasz start zaplanowaliśmy na godzinę 12, jednak w piątek organizatorzy nieco pomajstrowali przy listach startowych i przesunęli nas na 11.45. W sumie się nie dziwię temu zabiegowi, skompresowano zawodników porozrzucanych po różnych grupach, a to przyśpieszyło start ostatniej grupy i w konsekwencji tego zamknięcie trasy.
Kilka słów o trasie
Mówiąc szczerze spodziewałem się czegoś trochę trudniejszego. Sama trasa była poprowadzona głównie ścieżkami po wschodniej stronie Zalewu Zemborzyckiego. Teren był mono urozmaicony, a różnica wzniesień wynosiła ponad 30 metrów. Za mały minus można uznać deklarowany dystans trasy. Miało to być 5 km, w rzeczywistości było 4,5 km. Tak więc na mecie nieco się zdziwiłem, gdy mój Polar wskazał ostateczny dystans.
Jeśli chodzi o przeszkody to II Lubelski Bieg Nieustraszonych miał ich zaoferować 30. Jednak moje wrażenie było takie, że chyba zaliczyłem ich trochę mniej. To wrażenie mogło być nieco złudne, bo było wiele powalonych pni, podbiegów i innych naturalnych utrudnień. Gdybym chciał ocenić “sztuczne” przeszkody i utrudnienia to kilka niewątpliwie przypadło mi do gustu.
Na początek wszystkich czekała mała przebieżka z oponą na plecach. Kolejną przeszkodą była siatka, pod którą należało się przeczołgać, na trasie było ich jeśli dobrze pamiętam 4. Ciekawe były szpule na kable, choć nie były one takie trudne do pokonania, około 2,5 metrowa ściana pokonana strażackim sposobem. Tych z resztą było jeszcze 2 – pochyła oraz zbudowana z opon. Stacje linowe – most równoległy,, podciąganie ciężaru na linie do góry, czy też podciąganie na linie. Nie zabrakło przenoszenia worków z piachem, czy też odważników. Z niecierpliwością czekałem na błoto, tego jednak na trasie nie było wcale. Za to było jedna przeszkoda wodna, trzeba było wejść na dobre 25 metrów do zalewu obejść płotek, a następnie pod nim przejść. Na finał przed metą czekało starcie z Tytanami Lublin.
II Lubelski Bieg Nieustraszonych
Na trasie biegu nie było rywali, za to często można było liczyć na pomocną dłoń. Kilka razy mi ją podano, również ja jej nie odmawiałem pozostałym uczestnikom biegu. Na wielu przeszkodach dało się poczuć ducha zespołu pracującego, jak jeden sprawny mechanizm – to dawało dużego kopa do dalszej walki na trasie. W końcu większość nie biegnie po wynik, a dla satysfakcji, zmęczenia i oczywiście odrobiny kurzu i błota na swoim ciele. Samą imprezę oceniam bardzo pozytywnie, to kolejna świetna inicjatywa zachęcająca do aktywności ruchowej. A tej osobom pracującym i uczącym się naprawdę brakuje.
Przemek nie biegnij tak szybko, bo się zgubisz
Na początku wspomniałem wam, że II Lubelski Bieg Nieustraszonych był wspólnym startem moim i Przemka. Założenie było takie, by biec razem. Ja byłem po otwarciu Browaru Zakładowego – Wielokran, a Przemek po weselu. Ale jak to zawsze u nas bywa już od startu biegniemy z różnymi prędkościami. I to niestety źle się dla niego skończyło. Nie tragicznie, ale bardzo śmiesznie. Na mecie spytał mnie dlaczego jestem mokry, to odpowiedziałem, że była przeszkoda wodna. Niestety tak się zapędził, goniąc za pewną dziewczyną, że pominął jeszcze kilka innych przeszkód w tym punkt kontrolny w połowie trasy. Finalnie niestety nie został przez to ujęty na liście osób, które ukończyły bieg.
Szpila w stronę organizatora
Niestety nie wszystko udało się tak, jak miało być w założeniu. II Lubelski Bieg Nieustraszonych miał kilka słabych punktów. A największym z nich byli wolontariusze na trasie. Nie mówię, że wszyscy dali ciała. Jednak w wielu istotnych miejscach ich nie było, albo pochowali się by zapalić papieroska, bo i takich także wielu widziałem. Biegnąc z trójką poznanych na trasie osób, często zastanawialiśmy się, który mamy obrać kierunek. Zdarzały się także miejsca z niechlujnie rozwiniętymi taśmami. Teraz już się nie dziwię, że Przemek mógł pomylić trasę i pominąć kilka przeszkód, w tym punkt kontrolny w połowie trasy.
Jednak by nie kończyć tak źle tego wpisu dodam, że organizatorzy z pewnością zobaczą mnie w kolejnej edycji tego biegu
Więcej wpisów w kategorii Aktywnie
Więcej wpisów w kategorii Starty