Otwieram z przymusu
Dziś przerzucając pewne rzeczy w pokoju okazało się w pewnej chwili, że muszę zmienić miejsce w szafce także dla kilku piw. Niestety, a może i stety przy przenoszeniu okazało się iż tak niefortunnie złapałem butelkę, że spowodowałem rozszczelnienie kapsla. Miałem w planie przygotowanie dzisiaj dla Was piwnej degustacji, jednak miał to być całkowicie inny browar, z piwem o diametralnie innym stylu. Takim to sposobem poniżej dowiecie się nieco więcej o piwie z Browaru Zakładowego – Po robocie, które jest wędzonym porterem.
Po robocie, o robocie
Nie pierwszy raz pojawiają się u mnie piwa z Poniatowej i dobrze wiecie, że mam do nich słabość. W tym przypadku także tak jest, ale od początku. Po robocie to jedno z pierwszych piw Browaru Zakładowego, które pojawiły się na rynku. Kilkukrotnie miałem je okazję już pić i było doskonałe. To przekonało mnie do zakupienia kilku sztuk na leżakowanie jeśli tylko będzie taka możliwość. I tak stało sobie u mnie 3 buteleczki, z czego 1 wypiłem gdzieś w międzyczasie plus doszła nieco zmieniona jego wersja – Whiski Porter.
Trzymając w ręku butelkę od razu wiemy skąd mamy piwo. Browar nadal pozostaje przy bardzo prostych wzorach etykiet, ale jednocześnie takich, które jednoznacznie identyfikują to, co znajdziemy w środku. Tutaj podobnie – czerwone tło, na nim mamy grill z małym dymkiem, i delikatnie zarysowane gałęzie drzew. Mamy jasny przekaz, że nadaje się do wszystkiego, co przygotujemy na wspomnianym grillu.
Po otwarciu pierwszy aromat jaki rozpoznajemy to wędzonka. Nie jest to zbyt silny aromat, tak jak choćby w Kurna Chata z browaru Łańcut, który osoby o słabszych nosach może wręcz powalić z nóg. Wracając do piwa Po robocie, wędzonka przypomina tę z wędzonych serów, połączoną z torfowością, co dobrze się zgrywa z aromatem gorzkiej czekolady, który także jest wyczuwalny w zdecydowany sposób.
W szkle piwo po przelaniu tworzy beżową, średnio obfitą pianę o drobnych, ale szybko zmieniających się w średnie pęcherzykach. Dosyć szybko zanika, pozostając tylko w kilkumilimetrowej warstwie tworzy ładną koronę przy styku ze szkłem. Barwa niemal czarna, jednak pod światło widać, że piwo jest brunatne. Po zetknięciu się z powietrzem oferuje więcej aromatów, które uwalniają się do otoczenia.
W ustach już od początku czuć niesamowitą gładkość tego piwa, w tym przypadku dodatkowo podbija to uczucie niskie wysycenie gazem. Chęć “wyjścia” z butelki sprawiła, że musiałem bardzo powoli upuszczać z niego gaz, zanim w pełni je odkapslowałem – co miało tutaj niebagatelne znaczenie. Smak to charakterystyczna słodycz gorzkiej czekolady i jej posmaki, połączona spalonymi przewodami i nutą asfaltu. Goryczka przyjemna, niezbyt wysoka i niezalegająca na języku. Alkohol został świetnie zamaskowany i jest niemal niewyczuwalny w całej plątaninie smaków i aromatów.
Jeszcze sobie postoi
Cieszę się, że mam jeszcze dwie buteleczki – to był dobry zakup. Portery śmiało mogą sobie poczekać na otwarcie nawet kilka lat i te jeszcze sobie trochę postoją. Ten, który otworzyłem przebywał w butelce niemal 1,5 roku. Czas mu nie zaszkodził, a nawet go ugładził, sprawił, że jest bardziej ułożone i przyjemne w odbiorze. Po robocie może być ciekawym startem dla osób, które jeszcze nie miały styczności z “wędzonymi” piwami. Pozwoli wejść w tę cześć piwnego świata w mało inwazyjny sposób.
Metryczka
Pojemność: 0,5 l.
Producent: Browar Zakładowy.
Nazwa: Po robocie.
Styl: Wędzony porter.
Alkohol: 6,6 % obj.
Ekstrakt: 16 % wag.
IBY: 42
Skład: woda, słód jęczmienny, pszeniczny, chmiel – Iunga, Sybilla, drożdże US05.
Filtracja: nie
Pasteryzacja: nie
Więcej wpisów w kategorii +18
Więcej wpisów w kategorii Degustacja