To wszystko przez WOŚP
Nie tak dawno zdałem wam szybką relację z biegu w Wojciechowie przy okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Więcej o tym możecie przeczytać we wpisie – Razem możemy więcej – 31. Finał WOŚP. To właśnie tam w trakcie szybkiego konkursu wygrałem zniżkę na start w Puławach, gdzie w połowie marca miał odbyć się Bieg Zielonych Sznurowadeł. Mówili fajna trasa, po lesie i polnych drogach – zobaczysz będzie ekstra.
Przygotowania do startu
Teoretycznie do startu w nie tak odległych Puławach było 1,5 miesiąca. Dawało to nieco czasu na trening i przygotowane ciała do niewątpliwie dużego wysiłku, jakim jest start w półmaratonie. Ten czas wykorzystałem także na jeszcze jeden start – tym razem lokalny bo w samych Bełżycach. Bieg pączka vol 2 – na słodko i aktywnie – to inicjatywa nie dla wyniku, a dla przyjemności. Dystans 5 km udało się ukończyć w pierwszej 10 zawodników. Dodatkowymi “smaczkami” tutaj był udział druhów strażaków tak w biegu, jak i zabezpieczeniu trasy oraz to, że sama trasa przebiegała dosłownie przed miejscem, gdzie mieszkam. Do tego 2 solidne treningi siatkarskie w tygodniu, choć to nieco inny wysiłek w porównaniu to biegów. To wszystko musiało wystarczyć, by zmierzyć się z trasą i ukończyć Bieg Zielonych Sznurowadeł.
W drodze
Musicie uwierzyć na słowo, że nasze wyjazdy na biegi to zawsze niezły ubaw. Tym razem także tak było. Do Puław może nie jest daleko, jednak zawsze warto wyjechać z odpowiednim zapasem czasu. Czekało nas odebranie pakietu startowego oraz solidna rozgrzewka. Zrobiło się wesoło w połowie drogi, bo Przemek zorientował się, że zapomniał zegarka, z którym zawsze biega. Na szczęście był z nami Dominik, który na ten dzień przybrał rolę naszego trenera oraz motywatora i użyczył mu swój czasomierz.
Na miejscu
Po odebraniu pakietów startowych, szybkim przebraniu się w adekwatny do warunków strój i dobrej rozgrzewce ustawiliśmy się do startu. Przemek, jak zwykle chciał zaliczyć solidny start, zwłaszcza że miał już wcześniej doświadczenia w tym biegu. Moim celem było przetrwać na trasie i to nie jest żart. Spodziewałem się ciężkich warunków, ale fragmentami to, co zobaczyłem i doświadczyłem przerosło zdecydowanie moje wyobrażenia.
Na trasie
Tylko niewielkie fragmenty na trasie oraz kilkaset metrów od startu i do mety były asfaltowe. Pozostała część to leśne i polne drogi. Z kolejnymi kilometrami zamieniały się często w błotnistą breję. Nie brakowało wąwozów pokonywanych na przemian w górę i w dół lub na odwrót. A te często miały długość kilkuset metrów, do tego były miejscami naprawdę wąskie. Nie ważne, w którą stronę zawsze były wyzwaniem i dawały się solidnie we znaki. To sprawiało, że uczestnicy środka stawki bardzo mocno w nich uważali, stawiali na bezpieczeństwo i wzajemną asekurację, ale jednocześnie na dobrą zabawę ponad walkę za wszelką cenę o wynik.
Sam na trasie bawiłem się naprawdę świetnie. Choć półmaratony zdarzało mi się biegać już wielokrotnie, w tym te oficjalne i treningowe ponad 20 razy. Co ciekawe w najbliższą niedzielę, po dwóch tygodniach przerwy pobiegnę kolejny, a dokładniej 17. Nationale-Nederlanden Półmaraton Warszawski. To to, co tutaj można było spotkać na trasie sprawiło, że Bieg Zielonych Sznurowadeł był dla mnie ewidentnie ekstremalnym przeżyciem. Już od 2 kilometra było ciekawie, wspomniane wąwozy dawały się mocno we znaki. Jednak po pierwszej “glebie”, kiedy to chcąc zrobić foto zaliczyłem kontakt po kostki w lepkiej brei, a dłoń z telefonem także w niej była po blisko połowę przedramienia, to całkowicie przestałem się przejmować swoim wyglądem na trasie.
Słowo o wynikach
Niemal już kończąc ten nieco przydługi biegowy wpis zdradzę wam, że Przemo zaliczył naprawdę udany start, jak na zastane warunki i profil trasy udało mu się ją ukończyć w 1h 45min. Moja walka zakończyła się oficjalnie po niespełna 2h 44min, realnie bliżej 2h 30min odliczając czas na wygrzebywanie się z błota, pomoc innym biegaczom, posiłki na trasie i kilka fotek. Było “grubo”, kolejny raz także wystartuję.
Bieg Zielonych Sznurowadeł
Na początku tego wpisu wspomniałem wam, w jaki sposób w ogóle znalazłem się w Puławach na tym biegu. Wspomniałem – zachwalali, że warto wystartować i się sprawdzić. A nawet kilka dni po publikacji ktoś z Fundacji BezMiar skomentował moje szybkie fotki ze statu. “I co? Prawdę mówili, że będzie ekstra?” Dlatego z pełną premedytacją odpowiedziałem “Zrobię wam na “złość” i pojawię się ponownie za rok.” Tak zrobię to za rok i już wiedząc, czego się spodziewać będę się jeszcze lepiej bawił. Śmiechem, żartem, jednak także całkiem na serio polecam wam podjęcie tego wyzwania. Zapewne nie będziecie mieć ekstra wyników, bo Bieg Zielonych Sznurowadeł do naprawdę ciężkie wyzwanie. Jednak satysfakcji na mecie nikt wam nie odbierze, a ta zawsze jest bezcenna.
Więcej wpisów w kategorii Aktywnie
Więcej wpisów w kategorii Starty