Plany i zmiany
Miniony weekend spędziłem w Warszawie, co można było zobaczyć choćby na zdjęciach, które zamieszczałem na Instagramie i Facebooku. Zaplanowane miałem spotkania z kilkoma osobami i to udało się zrealizować. Ale głównym celem, za namową mojej znajomej – Niny, miał być Bieg Kobiet organizowany przez Ministerstwo Obrony Narodowej, a który miał się odbyć w Łazienkach Królewskich. Raz, że chciałem zrealizować kolejny bieg w ramach marcowego wyzwania, dwa zmobilizować także Ninę do pracy nad sobą i jej wyzwaniami.
W związku z oczywistymi obecnie faktami i coraz szerszym zagrożeniem koronawirusem Bieg Kobiet odwołano. Co nie zmieniło faktu, że wyjazd do stolicy zrealizowałem i to z sukcesami. Spotkania odbyłem, dużo rozmawiałem ze znajomymi nie tylko na proste i trudne tematy. Skoro samo wydarzenie odwołano, a Marzec #Fitchallenge2020 trwa i w dodatku opiera się o bieganie. Dlatego jedynym rozwiązaniem było samodzielne zrealizowanie treningu na dystansie zbliżonym do tego, który był zaplanowany.
(Nie)udany Bieg Kobiet
Założenie, jak wspomniałem powyżej było takie, by przebiec początkowo dystans zbliżony do 7,5 km. Dlaczego tyle? W Wojsku Polskim służy obecnie 7465 kobiet. Dystans który swobodnie robię zwłaszcza, że nie tak dawno ukończyłem w świetnych, jak dla mnie rezultatach Trzecią dychę do maratonu oraz Tropem Wilczym Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych. W sobotę w południe wyszedłem na trasę i rozpocząłem swoje wyzwanie.
Start był może nieco niemrawy, ale niebyt wysoka temperatura i lekki strój sprawiał, że ciężko byłoby mi się przegrzać, a tego naprawdę nie lubię. Nie kontrolowałem za mocno średniego tempa biegu zwłaszcza, że kilka razy spędziłem dłuższą chwilę na czerwonym świetle, chcąc kontynuować dalszy bieg. Czasami wręcz byłem do tego zmuszony, bo dwa razy obok mnie zatrzymywał się obok mnie radiowóz policji. Tam, gdzie nie było świateł oczywiście przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa starałem się zbytnio nie zmniejszać swojego tempa.
Świetne samopoczucie na trasie, pozdrowienia i pozytywne emocje przekazywane przez napotkanych biegaczy sprawiły, że biegło się naprawdę lekko. A tam, gdzie to było możliwe wydłużałem krok i podkręcałem nieco tempo. Po wykonaniu pierwszej pętli, którą sobie zaplanowałem na nieco ponad 5 km poczułem, że mogę wykręcić kolejną w bardzo podobnym tempie. Choć wcześniej także zrobiłem rozpoznanie na mniejszą, tak by zakończyć pierwotnie zaplanowaną odległością. Ruszyłem i …
… okazało się, że tempo utrzymałem, a nawet w niektórych miejscach udało się je nieco podkręcić. Po zakończeniu pomiaru na Polarze pokazało się 10,21 km oraz 50 min i 13 sek. Dokładniejsze sprawdzenie już na komputerze mapy, wykresów, zakresów dało bardzo zaskakujący dla mnie wynik 10 km zrobionych w czasie 49 min 04 sek. Wynik robi się jeszcze ciekawszy, gdy odejmę czas spędzony na czerwonym świetle przy przejściach dla pieszych, czekając na możliwość kontynuowania biegu. Wtedy to rezultat zbliża się do okrągłych 47 minut.
Nieoficjalna życiówka i zmiana celu
Decydując się w marcu na biegowe wyzwanie nie spodziewałem się, że utrata kilogramów osiągnięta w styczniu i lutym aż tak bardzo przełoży się na poprawę wyników. Obstawiałem, że progres będzie trwał o wiele dłużej – co najmniej kilka miesięcy. A już pierwszy lutowy start na “dychę”, który był w ogóle moim pierwszym bieganiem w 2020 roku dał informację zwrotną – jest dobrze. Nieoficjalną życiówkę 47 min na dystansie 10 km zrobiłem podczas piątego treningu biegowego w tym roku. Z czego mocno podkreślam, że pierwszy i drugi to były wyżej wspomniane starty.
Biorąc pod uwagę postępy i ich szybkość nieco zmieniłem cel, który obrałem sobie do wakacji. Pierwotnie założone niskie 90 kg, już osiągnąłem, bo na wadze wynik mieści się obecnie w widełkach 91-91,5 kg. Postanowiłem przesunąć granicę dalej, aż do złamania bariery 85 kg, oczywiście poniżej jej, a nie ponad nią. Przemek – mój brat cioteczny, z którym zacząłem ostatnio biegać w ramach marcowego wyzwania twierdzi, że jak jeszcze “spadnę” o tyle, ile chcę to wyniki będą naprawdę rewelacyjne. A on chyba wie, co mówi, bo regularnie uczestniczy w półmaratonach, maratonach, a nawet w ich odmianach ultra – nie tylko biegowych, ale także rowerowych i mieszanych.
PS (Nie)udany Bieg Kobiet był paradoksalnie świetnym wyborem i motywatorem, który uzmysłowił mi, jak dużo już osiągnąłem i, jak daleko jeszcze mogę sięgnąć.
Więcej wpisów w kategorii Aktywnie
Więcej wpisów w kategorii Starty