Bez planu na bieg
Na 9 PKO Półmaraton Solidarności porwałem się można by powiedzieć z marszu. Choć bezpośrednio przed nim była – Chęć na 5 – szybki kontrolny start, który miał być podpowiedzią do tego, jak poradzić sobie z ponad 4-krotnie większym dystansem. W tym roku już startowałem na takim dystansie w końcówce marca i to z bardzo przyjemnym dla mnie rezultatem – 16 Półmaraton Warszawski – start i wielkie zaskoczenie, to teraz plan nie był już aż tak ambitny.
W ramach przygotowań brakowało w mojej rozpisce biegowych treningów. O wiele mocniej postawiłem na blisko 2 miesiące dość regularnej pracy na siłowni. Niestety odpuszczonej nieco w maju ze względów nazwijmy to około maturalnych. Za to postawiłem solidnie “przekręcić” kwiecień i maj na rowerze, na którym to choćby jeździłem do pracy ponad 20 km w jedną stronę. Co ciekawe nawet nie pamiętam, bym przeprowadził choć jeden trening biegowy po warszawskiej “połówce”.
Czas podsumować start
Nastawienie było oczywiście jak zawsze optymistyczne, czyli ukończyć bieg na wyznaczonej trasie. Co ważne nie było ono huraoptymistyczne, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że bardzo trudno będzie złamać choćby barierę 2 godzin. Pobieżne wirtualne zapoznanie się z kolejnymi kilometrówkami nie zapowiadało tego, co czekało na mnie w realu. A było chwilami naprawdę zaskakująco.
Pierwsza dycha
9 PKO Półmaraton Solidarności swój start miał z historycznie ważnego miejsca, a mianowicie z przed bramy do WSK PZL Świdnik. Pierwsze niespełna 9 km pokonane zostało dosłownie ulicami Świdnika. Biegło się naprawdę przyjemnie, trasa lekko pofalowana, ale z przewagą spadków. Chwilami tylko biegło się w jakby “stojącym” powietrzu, co wzmagało odczucie gorąca. Kończąc 10 kilometr rozpoczynaliśmy bieg niemal w linii prostej już do samej mety. Ten etap zakończyłem w czasie nieco poniżej 56 minut. Było naprawdę nieźle
Druga dycha
Tutaj nie poszło mi już tak lekko. Choć przez kolejne 3 kilometry samopoczucie dopisywało i nogi niosły jeszcze dość lekko, to na kolejnych kilometrówkach ta trasa mnie niemal “zamordowała” i to dosłownie. Miedzy 14, a 16 kilometrem miałem małe kryzysy, że chwilami wręcz na wzniesieniach musiałem podchodzić. Na wysokości Majdanka trochę mnie puściło i można było wrócić do ciągłego biegu, choć nie było to tempo, które by mnie satysfakcjonowało. Finalnie wskoczyło mi z oficjalnych wyników 2 h 9 min 40 sek. Meta osiągnięta, ale nad formą trzeba mocno popracować.
Kompani z trasy
Nie mógłbym nie wspomnieć o moich kumplach, z którymi startowałem. Choć lepszym określeniem będzie napisać, że kiepsko wychodziła mi pogoń za nimi. Najlepiej poszło Przemkowi miał minimalnie poniżej 1 h 40 min, Sławek – 1 h 42 min, Robert – 1 h 43 min, a Wojtek – 1h 44 min. Tak więc byli bardzo blisko siebie. Tylko ja wbiegłem na metę niemal pół godziny za nimi. Na swoje małe usprawiedliwienie dodam tylko, że oni mają sylwetki o wiele lepsze do biegania. Moja jest lepsza do konkurencji siłowych i w tych niewątpliwie z nimi wygrywam.
9 PKO Półmaraton Solidarności
Oj lekko nie było zwłaszcza na drugiej połowie. Tak, jak wspomniałem podbiegi na drugiej połowie trasy niemal mnie “zamordowały”. Pogoda także spłatała wszystkim biegaczom niezłego psikusa. Było dosłownie wszystko – słońce, chmury, wiatr i odcinki w całkowitej ciszy, a od 15 kilometra nawet obfity deszcz. Niewątpliwie nudno nie było. Za wysiłek włożony na trasie każdy na mecie otrzymał medal. A ten naprawdę przyjemnie ciążył na szyi.
Więcej wpisów w kategorii Aktywnie
Więcej wpisów w kategorii Starty